Quantcast
Channel: Wędkarstwo Moja Pasja
Viewing all 109 articles
Browse latest View live

Rybomania Sosnowiec 2016 – Plan Ekspozycji

$
0
0

rybomania sosnowiec

Wszystkich wędkarzy żądnych wrażeń zapraszamy na I Targi Rybomanii w Sosnowcu!

Termin: 11 - 13 marca 2016

Wejście: 10zł (przy bilecie elektronicznym) lub 15zł (płatne na miejscu)

Miejsce: ExpoSilesia (Braci Mieroszewskich 124, 41-219 Sosnowiec)

Strona organizatora: www.rybomania.com.pl/pl/

Wydarzenie Facebook: https://www.facebook.com/events/1585007815120462/

Mapka ekspozycji (kliknij, aby powiększyć lub pobierz)

ekspozycja rybomania sosnowiec 2016

ZAPRASZAMY!

Post Rybomania Sosnowiec 2016 – Plan Ekspozycji pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.


Jak i co łowić w marcu?

$
0
0

łowienie w marcu

Marzec na rybach

Co łowić w marcu?

Marzec jest miesiącem, w którym ryby powoli odzyskują swoją aktywność po okresie zimowego odrętwienia. Jedne gatunki przygotowują się do tarła, inne coraz aktywniej zaczynają żerować w rzekach, stawach i jeziorach. Woda robi się cieplejsza, a lody (jeśli w obliczu łagodnej zimy gdziekolwiek powstały) topnieją. Z zimowego snu budzą się również wędkarze. Ci którzy zrobili sobie zimową przerwę, po kilku miesiącach zaczynają przygotowania do sezonu, zaś Ci łowiący ryby przez cały rok – powoli odkładają sprzęt zimowy, by być w pełni gotowym na łowienie na przedwiośniu. Początek marca to idealny czas, aby dowiedzieć się, co może czekać nas nad wodą w tym specyficznym miesiącu. Na jakie ryby warto się nastawiać, a jakie sobie odpuścić? Jakiej techniki używać? Jakie gatunki są w tym czasie pod ochroną? Zapraszamy do kolejnej części naszego poradnika.

Jakie ryby biorą w marcu?

Marzec od zawsze kojarzy się nam przede wszystkim z płocią. I słusznie, ponieważ ryba ta właśnie na przedwiośniu żeruje bardzo aktywnie i wypad na płocie w marcu często oznaczać może naprawdę sporo sztuk tej pięknej ryby. Jak zapolować na płotkę w marcu? Najlepszą techniką jest oczywiście spławik. I to niezbyt ciężki spławik, najczęściej używa się tych o wadze 1-2 gramy. Zestaw na płocie powinien znajdować się mniej więcej 10 cm nad dnem zbiornika, jeśli jest ono mętne i muliste, także nieco wyżej. Jeśli chodzi o przynętę na płocie w marcu, to najlepiej sprawdza się ochotka oraz pinka. Ta druga sprawdzi się z reguły wtedy, kiedy ryby żerują bardzo aktywnie. Tradycyjnie, czerwony i biały robak również się sprawdzą. W tym okresie roku najlepiej używać przynęt mięsnych, ale nie podawać ich w zbyt dużej ilości. Czym nęcić płocie? Najlepszą zanętą płociową o tej porze roku jest dżokers. Dobrze sprawdzają się także ciemne zanęty i gliny. Trzeba pamiętać o tym, że marzec to jeszcze nie maj czy czerwiec. Woda wciąż jest zimna, a co za tym idzie – przemiana materii u ryb postępuje wolniej niż w miesiącach letnich. Dlatego zaleca się nęcenie delikatniejsze, w mniejszych dawkach. Dobrze sprawdzają się kule zanętowe, aczkolwiek z używaniem gliny trzeba uważać, ponieważ nie mogą się rozpadać. Zanęta musi być odpowiednio nawilżona.

Jakie jeszcze ryby można łowić w marcu? Na rzece z pewnością dobrze biorą leszcze i klenie. Dobrym miejscem do tego są rzeki i zbiorniki zaporowe. W tym okresie roku możemy liczyć także na ukleje lub wzdręgi. Oczywiście nie wolno zapominać o jaziu, który również w rzece jest do wyhaczenia. Znamy wielu wędkarzy, którzy już w marcu rozpoczynają sezon karpiowy, jednak pamiętajmy, że marzec to jeszcze końcówka zimy i nasze powodzenie nie jest niczym pewnym jeśli chodzi o karpie. Ryba ta bierze bardzo chimerycznie i tak naprawdę nie ma reguły dotyczącej karpiowego wędkarstwa w marcu. Wiele zależy oczywiście od temperatury wody i tego jaka jest za oknem pogoda. Jeśli trafi się kilka cieplejszych dni, to z pewnością warto spróbować wybrać się na karpia w marcu, a najlepszą przynętą będą kulki proteinowe, czerwony robak i kukurydza. Jeśli łowimy na dwie wędki, to warto poeksperymentować z przynętami i samemu najlepiej sprawdzić na co weźmie karp na przedwiośniu. Z pewnością nęcenie karpia w tym okresie roku nie powinno odbywać się w sposób zbyt obfity, a zanęta powinna być kolorystycznie zbliżona do dna zbiornika. Dlaczego? Ponieważ ryby w marcu są bardziej płochliwe i nieufnie podchodzą do wszystkiego co wydaje się podejrzane. Najlepsza metoda to nęcenie punktowe, do którego możemy wykorzystać pellet z kilkoma kroplami liquidu. Nie przesadzamy z intensywnymi zapachami.

https://www.youtube.com/watch?v=5bHxsjX4MRQ

Czego łowić nie wolno?

Mimo, że rybą, która zwyczajowo dobrze żeruje na przedwiośniu, w lutym i marcu jest świnka, akurat na marzec przypada środek jej okresu ochronnego, który rozpoczyna się wraz z początkiem stycznia i trwa aż do 15 maja. Do 30 kwietnia na wodach PZW nie wolno nam łowić bolenia, do 30 czerwca - brzany, a od 1 marca rozpoczyna się okres ochronny lipienia i głowacicy. Za to z końcem lutego, kończy się okres ochronny miętusa. W dalszym ciągu czekamy na możliwość łowienia szczupaka i sandacza. Okres ochronny pierwszego kończy się 30 kwietnia, drugiego – 31 maja.

Co mówi kalendarz brań?

Zaglądając do kalendarza brań na marzec, wniosek nasuwa się sam: ryby mogą w tym miesiącu brać w kratkę. Początek miesiąca to na przemian dni z dobrymi i przeciętnymi braniami. W drugiej dekadzie możemy spodziewać się brań raczej średnich, a w ostatnich dziesięciu dniach miesiąca przeważać powinny brania dobre. Pełnia księżyca trwa od 2 do 10 marca. Kalendarz potwierdza to, co napisaliśmy na samym początku tego artykułu: marzec jest miesiącem chimerycznym, w którym możemy znaleźć zarówno brania niezłe jak i słabe.

Polecany sprzęt

Wędkarstwo spławikowe jest tym czego najwięcej wędkarzy próbuje na przedwiośniu. Łowienie na grunt wielu wędkarzom wydaje się zbyt toporne, spławik jest delikatniejszy, bardziej czuły i lepiej się sprawdza. Dlatego warto na wczesną wiosnę zaopatrzyć się w dobrą wędkę do spławika a z pewnością do takich wędek należy Wędka Jaxon Gruntowa BLACK ARROW Uniwersalna. Model ten jest idealnie dostosowany do łowienia na spławik jak i na grunt, co nie tylko pozwoli cieszyć się komfortem łowienia na przedwiośniu ale również wykorzystać wędzisko do połowów gruntowych, w cieplejszych miesiącach.

jaxon black arrow

Marzec na rybach, najłatwiej i najtrafniej zdefiniować możemy jako miesiąc przejściowy. Być może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale zarówno nad wodą jak i w jej głębi następuje bardzo wiele zmian. Pierwszą z nich jest oczywiście zejście lodów i stopniowo rosnąca temperatura wody. Dzięki temu ryby żerują coraz aktywniej, a gatunki, które na czas zimy zstępowały w niskie partie zbiorników, powoli budzą się z zimowego letargu. Coraz więcej gatunków przygotowuje się do tarła, więc siłą rzeczy rozpoczynają się okresy ochronne. Jednak w dalszym ciągu mamy całkiem sporo ryb, na których brania zarówno w rzekach jak i w jeziorach i zbiornikach zaporowych możemy w marcu liczyć.

[divide style="3"]

[divide style="3"]

Zobacz co łowić w innych miesiącach

styczenlutymarzeckwiecienmajczerwieclipiecsierpień

wrzesieńpaździerniklistopadgrudzień

Post Jak i co łowić w marcu? pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Zimowo – wiosenny start sezonu

$
0
0

poczatki wiosny

Nie jestem wędkarzem zimowym , co oznacza , że nie łowię z lodu, nie posiadam świdrów, pierzchni, kombinezonu wypornościowego, mormyszek i tych małych śmiesznych wędeczek zwanych bałałajkami (o łowieniu na bałałajkę było tutaj). Oczywiście trochę żartuję ale faktycznie zima jest dla mnie porą roku przeznaczoną głównie na przegląd sprzętu, wizyty w sklepach wędkarskich w celu uzupełnienia niezbędnych akcesoriów wędkarskich, czytaniu prasy i przeglądaniu portali internetowych o tematyce wędkarskiej.

Z tym większą niecierpliwości czekam zawsze na wiosnę i rozpoczęcie sezonu.

Piszę wiosnę, ale jest to tylko pojęcie umowne. W praktyce oznacza to po prostu pierwsze cieplejsze dni, wzrost temperatury wody o kilka stopni i to charakterystyczne odczucie , że coś się zaczyna dziać nad wodą – chyba każdy wędkarz doskonale zna ten wewnętrzny niepokój który Nas ogarnia w ciepłe, słoneczne marcowe dni.

Ostatnimi czasy zimy mamy takie, że ten tytułowy start sezonu przesuwa nam się cały czas w stronę lutego. Gdzie te czasy kiedy nad rzekę , nie mówiąc o jeziorach, można było iść ze spinningiem albo lekką spławikówką dopiero koło Wielkanocy, a i to nie zawsze?

Klimat się nam zmienia dosyć radykalnie i z tym nie ma co dyskutować. Można jedynie dywagować czy to głównie wina działalności człowieka czy naturalny cykl klimatyczny.

Ja akurat jestem zwolennikiem teorii nakładania się na siebie tych dwóch czynników, które wydatnie przyśpieszają proces ocieplania klimatu.

Przepraszam czytelników za tak długi wtręt dotyczący tej sprawy, ale ważne jest abyśmy zdawali sobie sprawę ze skutków jakie to może przynieść Naszemu ekosystemowi, a co za tym idzie Naszemu jedynemu, słusznemu hobby. Nic mnie tak nie irytuje jak spikerka w TV która podczas prognozy pogody nadawanej w styczniu z radością w głosie informuje , że nareszcie skończyła się „brzydka” pogoda, czyli mróz i opady śniegu, a zaczyna „ładna”, czyli 15 stopni ciepła i słońce – cóż za ignorancja !!

Ale dosyć o tym, jest jak jest i póki możemy to korzystajmy z tych wcześniejszych wiosennych dni.

W tym roku moje rozpoczęcie sezonu wypadło na ostatni tydzień lutego.

Temperatura była na poziomie kilku stopni powyżej zera, zapowiadał się słoneczny dzień, więc postanowiłem wybrać się nad Wkrę sprawdzić jak się czują po zimie klenie i jazie, których w tej rzece jest całkiem sporo.

W piątek wieczorem przygotowałem swój zestaw kleniowo –jaziowy: wędka o długości 270 cm, c.w.5-20 g, kołowrotek o wielkości 2000 z nową, prosto ze sklepu, żyłką czternastką i małe pudełko woblerów.

Według mnie żyłka o grubości 0,14 mm to optymalne rozwiązanie. Pozwala rzucać małymi przynętami na odpowiednią odległość, a jednocześnie zapewnia pewny hol nawet sporej ryby.

Spotykałem się co prawda w różnych artykułach z opiniami, że można używać żyłek grubszych, ale prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie precyzyjnych rzutów woblerami tej wielkości jak na zdjęciu za pomocą żyłki o grubości na przykład 0,18 mm .

Zestaw montuję w ten sposób, że przywiązuję małą agrafkę bez krętlika bezpośrednio do żyłki.

przynęty na wiosnę  moje przynęty na wczesnowiosenne spinningowanie

"Chore" składki i zezwolenia

Jeszcze jedna wieczorna czynność przed porannym wyjazdem to opłacenie jednodniowej opłaty za wędkowanie na wodach PZW okręg Ciechanów.

Po raz kolejny PZW Warszawa nie podpisał porozumienia z PZW Ciechanów i nad wodę odległą o 40 km od Warszawy muszę opłacać osobną składkę.

A największe kuriozum to zestaw dokumentów które muszę mieć nad wodą aby ta jednorazowa opłata była ważna:

  • karta wędkarska
  • potwierdzenie przelewu lub przekaz pocztowy z określeniem daty wędkowania, imieniem i nazwiskiem i rodzajem wody
  • wydrukowane ze strony PZW Ciechanów pozwolenie na wędkowanie w które wpisuje się te same dane które widnieją w przelewie
  • wydrukowany ze strony PZW Ciechanów cały wykaz wód dostępnych do wędkowania na terenie administrowania w/w okręgu !!!!!! – po co ten wykaz , tego nie wiem. Jest to kilka zadrukowanych kartek papieru formatu A4 , a tymczasem ten sam wykaz jest dostępny na stronie internetowej, na którą możemy bez większego problemu wejść z naszego telefonu.

Jednym słowem, PZW w swoim najlepszym wydaniu.

 

Nad wodą melduję się koło godziny dziesiątej...

...szybkie przygotowanie zestawu, pudełko z przynętami, aparat fotograficzny do torby i ruszamy.

Wbrew prognozie pogody nad rzeką jest mgliście, temperatura koło zera i wysoki stan bardzo mętnej wody. Sukcesów to nie zapowiada, ale ekscytacja związana z możliwością oddania pierwszych spiningowych rzutów w tym roku pokonuje wszelkie wątpliwości.

most na wkrze

Wkra to średniej wielkości rzeka, płynąca przez równinę mazowiecką, kończąca swój bieg w Narwi na wysokości Nowego Dworu Mazowieckiego.

Ja wybrałem odcinek w okolicach miejscowości Joniec. Jest to dobrze znany mi kawałek rzeki  o szerokości około 15-20 metrów z dosyć urozmaiconym brzegiem i korytem.

Idę w dół rzeki, na początku obławiam kawałek z dosyć sporą wyspą na środku nurtu , która rozbija go na dwie odnogi.

Napływ na taką wyspę i jej koniec za którym nurt znowu się łączy to zawsze są dobre miejsca. Warty obłowienia jest też lewy opływ wyspy z szybszym nurtem który wyrzeźbił głębszą rynnę pod brzegiem na którym stoję.

Oddaję kilkanaście rzutów w tym miejscu 3 centymetrowym pływającym woblerem Salmo.

Wobler staram się prowadzić wolno, często przytrzymuję go w nurcie lub pozwalam spłynąć pod zwisające nad wodą drzewa i dopiero wtedy zaczynam zwijać żyłkę.

Na razie bez rezultatów. Za to zaczynają mi zamarzać przelotki i muszę je czyścić z lodu co jakiś czas.

Mam nadzieję, że później mgła opadnie ,wyjdzie słońce i zrobi się cieplej.

Następny odcinek to kawałek zalanej łąki z gęsto rosnącymi w pewnym oddaleniu od brzegu krzakami. Zalana, rosnąca na brzegu, zeszłoroczna trawa, utrudnia trochę podejście do koryta rzeki , ale woblery ułatwiają sprawę

zdj¦Öcie nr 3

Tutaj najrozsądniejsze wydaje się oddawanie dalekich rzutów na rzekę aby potem pozwolić woblerowi spłynąć w okolice brzegu i wolno go ściągać wzdłuż traw. Takie miejsca na ogół obfitują w przeróżne dołki, mini zatoczki i inne przeszkody spowalniające nurt. W takich wczesnowiosennych warunkach przy wysokiej wodzie na łąkowym odcinku rzeki to praktycznie Nasza jedyna szansa.

Brodząc w woderach powoli przesuwam się w dół rzeki , co dziesięć metrów obławiając kolejny odcinek brzegu. Niestety nic się nie dzieje.

Dalej brzeg się podnosi tworząc ciekawą skarpę nad nurtem rzeki z masą powalonych do wody drzew i krzewów. Jednak dostęp do wody jest tu utrudniony i tylko niekiedy trafiają się miejsca gdzie można delikatnie położyć wobler na wodzie i pozwolić mu spłynąć pod interesujące nas drzewo lub inną wodną przeszkodę.

zdj¦Öcie nr 4

Ponieważ cały czas jestem bez najmniejszego kontaktu z rybą, postanawiam zmienić przynętę.

Zakładam najmniejszego woblera jakiego mam – 2 cm srebrnego pływającego Sieka. Rzucić się tym daleko nie da, nawet na żyłce 0,12 mm miałem z tym kłopoty, ale skoro i tak moje wędkowanie polega głównie na spławianiu przynęty z nurtem rzeki pod wszelkie drzewa i krzaki to może uda się skusić jakiegoś klenia na takiego malucha.

Kolejne minuty przedzierania się przez krzaki i obławiania wszelkich ciekawych miejsc moim mikro woblerem nie przynoszą efektu.

Ale za to mgła opadła i wyjrzało słońce. Od razu robi się optymistyczniej, nawet jeśli nic nie złowię to zapowiada się piękny spacer.

Dochodzę do ostatniego odcinka rzeki który planuję dzisiaj obłowić. To mój ulubiony fragment. Wysoki brzeg, porośnięty suchym wysokim sosnowym lasem, tworzący malutki piaskowy klif nad nurtem rzeki.

Przy samym brzegu jest wymyta rynna która zawsze przynosiła mi jakieś wyniki. Co prawda najczęściej w postaci niewymiarowych szczupaczków ale na inną rybę też można tu trafić.

zdj¦Öcie nr 5

W tym miejscu przykładam się do łowienia. Metr po metrze oddaje tu kilkadziesiąt rzutów.

W takich miejscach najważniejsze to zachować dyskrecję i jak najmniej rzucać się w oczy. Pamiętajcie, że na niewielkiej rzece rybę spłoszy nie tylko wasz widok, ale również każde mocniejsze stąpnięcie czy uderzenie w grunt. Warto o tym pamiętać bo zachowanie ostrożności może zaowocować braniem prawie, że spod waszych stóp.

Pamiętając o tym, przemierzam około 100 metrów trochę w kucki, trochę na kolanach jak jakiś pątnik podążający do świętego miejsca. Niestety w tym przypadku cud się nie zdarza i żadna ryba nie zlitowała się nade mną.

Spoglądam na zegarek , minęła już czwarta godzina wędkowania i chyba na dzisiaj wystarczy.

Pogoda zrobiła się piękna więc w dobrym humorze wracam spacerkiem w stronę samochodu.

Nastrój psuje mi nieco widok brzegu rzeki w okolicach licznych działek rekreacyjnych które znajdują się w tym rejonie.

Dlaczego użytkownicy tych posiadłości uważają, że najlepsze miejsce na wyrzucenie skoszonej trawy, czy wyciętych krzaków to jest właśnie brzeg rzeki? Taka trawa gnije później w wodzie , zabierając tlen potrzebny do życia wszelkim organizmom mieszkającym w wodzie. Takie zachowanie to jest istna plaga nad Wkrą niestety.zdj¦Öcie nr 6

 

Docieram do auta. Sezon uważam za rozpoczęty.

Co prawda bez kontaktu z rybą ale na pewno damy im następną szansę już wkrótce.

Poza tym spacer nad naszą ulubioną rzeką jest zdecydowanie lepszym rozwiązaniem na sobotę niż kanapa przed telewizorem.

Michał Lalowski

Post Zimowo – wiosenny start sezonu pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Jak przygotować dobry groch na ryby?

$
0
0

jak zrobić dobry groch na ryby

Dobrze zrobiony groch to podstawa

Sezon jaziowy powoli zbliża się do końca, ruszają się klenie, ale czuć już nadchodzący okres tarła. Jeszcze przez kilka tygodni będziemy jednak mogli liczyć na niezwykle efektowne brania tych ryb. Wiele z nich niestety przypłaci to życiem, ale co zrobić? Taki mamy klimat...

Jednak żeby cieszyć się braniami "jaśków" czy "kleńczaków" musimy się odpowiednio przygotować.

Niektórzy idą na skróty i nie chcąc inwestować w przynęty i ich przygotowanie więc łowią na rosówki bądź kukurydzę. Są to znakomite przynęty, ale na niektórych odcinkach jedynym smakołykiem, który da nam optymalne efekty łowienia jest groch i to właśnie przygotowaniu grochu oraz samym wynikom jego stosowania poświęcę ten tekst.

Zanim zacznę się rozpisywać muszę Wam coś wyjaśnić - to Michał mnie zmusił! Ten zły człowiek, który wrzuca moje teksty na portal wymyślił, że Marcin Ziemba może napisać jakiś poradnik. Wyobrażacie sobie? Ja, który się do tego zupełnie nie nadaję! Zdecydowałem więc, że tematem, który poruszę będzie jedna z moich ulubionych przynęt, która jest bardzo popularna i w ogóle żadnych kontrowersji - na mięciutko. Takie tam taktyczne zagranie ultra defensywne. Tylko uważajcie, bo jak się Wam ( nie daj Boże ) spodoba to mogę Wam napisać kolejny poradnik i co wtedy zrobicie?

No dobra, wracam do grochu, ten przynajmniej się do czegoś przyda!

Jaki powinien być groch?

Z mojego doświadczenia wynika, że najlepszy groch to taki, który jest na tyle miękki by w momencie brania haczyk mógł spokojnie z niego wyskoczyć i zahaczyć rybę, ale jednocześnie nie popękany. Dlaczego nie popękany? Dlatego, że popękany groch szybko staje się ofiarą drobniejszych ryb, które pozostawiają nam na haczyku jedynie łupinę. Ja łowię na odcinku obfitującym w krąpie i drobne płotki więc wiem co te małe wariaty potrafią.

Z zapachem czy bez?

Ja osobiście nie dodaję, żadnych aromatów, atraktorów itd. wynika to z tego, że na Wieprzu ogromna ilość wędkarzy sypie do rzeki duże ilości tej przynęty i zarówno jaź jak i kleń poszukują właśnie tego naturalnego zapachu. Można oczywiście używać aromatyzowanego grochu, ale raczej w sytuacji, w której łowimy powtarzalnie w jednym miejscu i regularnie nęcimy grochem z danym aromatem. W innym przypadku dodatkowy zapach może bardziej zaszkodzić niż pomóc.

Jak ugotować dobry groch?

jak ugotować groch

Jest to pytanie, na które jest wiele odpowiedzi, jedne lepsze inne gorsze, ale istnieją trzy główne czynniki na które należy zwrócić uwagę:

  1. namoczenie grochu
  2. gotowanie
  3. utrzymanie wysokiej temperatury przez odpowiednio długi czas.

 

Jak te czynniki opanować?

Ad1. Namoczenie grochu

Do namoczenia grochu możemy użyć praktycznie każdego naczynia, od butelki przez dzbanek po garnek. Musi to tylko być naczynie tak duże by groch miał odpowiednią ilość miejsca na swobodne "picie" wody. Chodzi o to by ziarno mogło spokojnie pęcznieć. Suchy groch nie powinien zajmować więcej niż 1/3 powierzchni naczynia.

Jak długo powinien pozostawać w wodzie? Od kilku do kilkunastu godzin. Ja zazwyczaj moczę groch jakieś 8- 10 godzin i to wystarcza.

 

Ad2. Gotowanie grochu

Do gotowania wykorzystuje się różnych naczyń. Zazwyczaj są to standardowe garnki, ale niektórzy wykorzystują do tego odpowiednich naczyń termicznych, szybkowarów itd. Każdy sposób jest dobry jeśli przynosi pożądany efekt. Trzeba jednak pamiętać o tym, że w naczyniu powinno pozostać trochę wolnego miejsca, w innym wypadku po zagotowaniu woda nam wykipi. Naczynie powinno być przykryte żeby woda nie odparowywała zbyt szybko.

Jak długo gotować? Ja gotuję 30- 45 minut od momentu zagotowania. Na małym ogniu tak by groch delikatnie się pryczył, a nie kotłował jak w maszynie losującej.

 

Ad3. Utrzymanie odpowiedniej temperatury

Bardzo istotny czynnik! W mojej opinii absolutnie decydujący w kontekście odpowiedniej miękkości naszej przynęty. Ugotowany groch powinien pozostać w gorącej wodzie przez co najmniej 6-8 godzin. Dzięki temu będzie on dosyć miękki i w momencie brania haczyk spokojnie będzie mógł wbić się rybce w pyszczek. Jeśli groch będzie twardy w wielu przypadkach haczyk zostanie w grochu i spudłujemy swoje brania. Nie martwmy się gdy zobaczymy, że część ziaren popękała pójdą do wody jako zanęta. Rybom to nie przeszkadza.

Pytanie brzmi jak utrzymać temperaturę wody przez tak długi czas? Tutaj macie pole do popisu. Możecie zawijać garnki w koce, gazety, śpiwory itd. Możecie zostawić garnek z grochem na rozgrzanej kuchni kaflowej ( w zimie to mój patent u teściowej ). Możecie używać termosów, stawiać naczynie przy kaloryferze i co tam Wam wyobraźnia podpowie. Ma być dobry, miękki i ma smakować rybie, inaczej będzie lipa i Robert Burneika nie podbije Wam patentu.

Mój sposób

Jaka jest moja ulubiona wersja? Używam szybkowaru i stawiam na noc na kuchnię kaflową, a w lecie zawijam go w koce i niosę do najcieplejszego pomieszczenia w domu. Mój tato trzyma groch w dużym pięciolitrowym termosie i to też fajnie działa. Bardzo chętnie poczytam jakie manewry Wy stosujecie, żeby zrobić dobry groszek. Piszcie w komentarzach, inni wędkarze z pewnością skorzystają, a może i ja czegoś się nauczę.

 

Groch zrobiony? Super! To teraz możemy iść na ryby!

Kilka słów o moim łowieniu na groch. Najczęściej łowię z gruntu na feedery- jeden krótszy (3,6m) i lżejszy, drugi dłuższy (4,2m) i cięższy. To mi się fajnie sprawdza bo wędki ze sobą nie kolidują i mogę obławiać różne miejsca w rzece.

Żyłka 0,18 jest optymalna na lżejszym kiju, ale na cięższym feederze nie schodzę poniżej 0,20 gdyż żyłka musi być dostosowana do mocy wędki.

Obciążenia to 6- 12 gram w zależności od warunków.

Bardzo ważna jest odpowiednia długość przyponu, nie ma co żałować, u mnie taki przypon ma 70- 80 centymetrów, a i metrowy nie będzie za długi. Rybka musi spokojnie zassać przynętę i zapas "luźnej" żyłki ma jej na to pozwolić. Przypon wiążę do krętlika i po kłopocie.

Haczyki rozmiar 4- 8, ważne żeby były mocne!

Tyle - banalnie proste, tylko łapać!

 A jak to u mnie idzie?

Odnośnie wyników moich wypraw - powiem Wam, że było bardzo fajnie. Wczesną wiosną złapałem jakieś 30 + jazi, z czego większość to ryby w przedziale 40- 46 cm. Bardzo przyjemny wynik zważywszy na ograniczoną ilość czasu. Rybki już grube, pełne ikry, ciężkie i waleczne. Jazie nie słyną z wielkiej waleczności, ale wczesną wiosną potrafią stawiać fajny opór.

Ostatnio zaczęły się też ruszać klenie, ale nie miałem zbyt wiele czasu, żeby nad nimi popracować. Mam jednak nadzieję, że jeszcze zdążę kilka złowić.

[gallery link="file" columns="4" ids="2378,2379,2380,2381,2382,2383,2384,2385,2386,2387,2388,2389"]

Z innej beczki...

Trochę off-topic- tęskni mi się do łowienia drapieżników, a Wam? Jeszcze miesiąc i szczupaki zaczną odczuwać permanentny ból podniebienia, ale póki co trzeba jakoś wytrzymać. Ostatnio znów wyskoczyłem nad rzekę z drop shotem, trafiłem stadko okoniowych mamuś w rozmiarze 24- 27 centymetrów, przywitał się tęż sandaczyk i szczupaczek, super! Oczywiście wszystkie rybki sobie dalej pływają, przynajmniej mam taką nadzieję, bo przy potężnej wędkarskiej presji nigdy nie wiadomo.

Marcin fishing challenge?

Tak sobie ostatnio myślę, że może zrobiłbym coś co chcielibyście żebym zrobił? Tylko bez żadnych sprośnych pomysłów! Chodzi mi raczej o jakieś ciekawe wędkarskie wyzwanie. Może chcielibyście postawić mnie przed jakimś? Taki tam Marcin fishing challenge. Co mogłoby to być? Na przykład złowienie szczupaka na marchewkę, albo klenia na salceson, czy złowienie ryby... na groch używając haczyka o rozmiarze 16. Pomyślcie i napiszcie. Zobaczymy co z tego wyniknie. Jestem bardzo ciekaw! Mam tylko prośbę- niech to będzie coś w miarę osiągalnego, co mogę zrobić na miejscu, bez konieczności dalekich wyjazdów itd. Piszcie śmiało, a jak coś wybiorę będę Was informował.

 

 

Dobra będę kończył bo zaraz powiecie, że zamulam.

Dzięki wielkie za uwagę. Mam nadzieję, że tekst o grochu Wam pomoże, zdjęcia ryb zmotywują do wyjścia z domu, a Marcin fishing challenge skłoni do ruszenia mózgownicą i wymyślenia czegoś co da nam wszystkim sporo frajdy.

Wszystkich Was wędkoholicy serdecznie pozdrawiam i czekam na pomysły!

Marcin

Post Jak przygotować dobry groch na ryby? pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Wiosenne płocie

$
0
0

płocie wiosną

Wiosna, cieplejszy wieje wiatr!

Jest druga połowa marca i patrząc na prognozy długoterminowe wydaje się, że zima jest już na dobre w odwrocie. Możemy w pełni rozkoszować się wszelkimi wędkarskimi atrakcjami,  jakie niesie ze sobą wczesna wiosna.

A ta pora roku to między innymi płoć i jej wzmożona aktywność, związana ze zbliżającym się tarłem. Aktywność ta przejawia się przede wszystkim rozpoczęciem intensywnego żerowania po okresie zimowym i migracjami tych ryb w poszukiwaniu dobrych miejsc tarłowych.

Warto z tych sprzyjających okoliczności skorzystać i spróbować zapolować na te waleczne ryby.

Nie wiem czy koledzy się ze mną zgodzą, ale bardzo często nie doceniamy i lekceważymy ten gatunek. Być może dlatego, że kojarzy się nam z początkującymi wędkarzami, których zdobyczą padają głównie małe płotki i uklejki.

A przecież duża płoć to jedno z większych wyzwań wędkarskich. Trzeba się wykazać nie byle jakimi umiejętnościami i cierpliwością aby przechytrzyć duży okaz.

Wczesna wiosna daje nam do tego niepowtarzalną okazję.

Gdzie szukać ryb?

To chyba jedno z najważniejszych, najczęściej  zadawanych i najtrudniejszych wędkarskich pytań.

Na szczęście o tej porze roku i w przypadku płoci, odpowiedz nie jest taka skomplikowana.

Tak jak wspominałem, na wiosnę płoć szuka odpowiednich miejsca do tarła. Ikrę płoć składa na roślinności podwodnej, starych łodygach trzcin i zatopionych gałęziach. Szuka miejsc o spokojnej, nie głębokiej wodzie, która w takich miejscach szybciej się nagrzewa.

Biorąc to pod uwagę, skupiamy się na wszelkich niewielkich dopływach rzek, starorzeczach, kanałach łączących się ze zbiornikami zaporowymi i płytkich zatoczkach w jeziorach.

Wszystkie te miejsca oferują rybom bogactwo interesujących miejsc, zdatnych do rozrodu.

Gdy już znajdziemy w Naszej okolicy tego typu wodę, to już po dotarciu na miejsce, skupiamy się przede wszystkim na wszelkich kępach starej roślinności, zatopionych drzewach i krzewach.

Dobrym miejscem są też wszelkie rozlewiska rzeczne których na wiosnę nie brakuje. Podtopione brzegi z zalanymi kępami traw i krzaków muszą zwrócić Naszą uwagę. W takich miejscach lubią się kręcić stadka wyrośniętych płoci.

wiosenne płocie  W takich miejscach warto zarzucić zestaw

 Wybierając miejscówkę na swoje wczesno wiosenne wędkowanie pamiętajcie, że dojazd do wytypowanego w domu łowiska może się znacznie różnić o tej porze roku od tego, co zapamiętaliśmy z lata lub jesieni zeszłego roku.

W ostatni weekend wybrałem się na swoje ulubione miejsce i droga dojazdowa wyglądała tak, jak na poniższym zdjęciu. Pół godziny zajęło mi znalezienie objazdu.
chlapa 

 

Zanęty i przynęty na wiosenną płoć

O tej porze roku ryby zdecydowanie są mięsożercami.  Jak zwykle przy takich okazjach to bywa,  można się spierać które z przynęt są najlepsze. Według mnie najlepsza o tej porze roku będzie ochotka, ale z doświadczenia wiem, że jeśli trafi się na żerujące płocie to równie skuteczny będzie biały robak, jak i czerwony gnojaczek.  Najpopularniejszy jest oczywiście nieśmiertelny biały, więc jeśli już wybieramy białe robaki, to najskuteczniejsze będą te zanętowe, barwione na czerwono.

Jeśli chodzi o ochotkę to wadą tej przynęty jest trudność z nakładaniem jej na haczyk jeśli zmarzną Wam ręce, co o tej porze roku często się może zdarzyć. Ale za to jej skuteczność jest zdecydowanie największa.

Sami musicie wybrać która z przynęt najbardziej Wam odpowiada.

Przygotowując zanętę pamiętajmy, że o tej porze roku płocie mają jeszcze spowolniony metabolizm i bardzo łatwo możemy je przekarmić, podając im zbyt dużo pokarmu w zanęcie.

Ja przygotowując swoją zanętę na wiosenne łowy, najczęściej stosuję 1 kg ciemnej zanęty płociowej. wymieszanej z 2 kg gliny. Ponieważ  łowiska są na ogół płytkie, stosuję wyłącznie glinę rozpraszającą. Kula zanęty, gdy uderzy w wodę, powinna natychmiast się rozbić i utworzyć aromatyczną chmurę, która przywabi ryby. Na wodzie o głębokości od 1 do 2 metrów naprawdę nie ma takiej potrzeby, aby kula zanętowa opadała na dno i dopiero tam zaczynała pracować.

Wczesną wiosną zanętę obowiązkowo okraszamy mięsem w postaci ochotki zanętowej, białych robaków lub pociętych gnojaków.

No i obowiązkowo przecieramy zanętę przez sito o małych oczkach. Zauważyłem, że bardzo wielu wędkarzy nie stosuje sita, a podejrzewam, że nawet nie ma go wśród swoich akcesoriów. A to duży błąd, szczególnie wczesną wiosną. Zanęta w postaci grudek wrzucona do wody nie ma szans odpowiednio zapracować i sprowadzić ryb w miejsce, gdzie zarzuciliśmy przynętę.

Apeluję w tym miejscu do wędkarzy, aby poświęcili więcej czasu i uwagi na tą czynność, jaką jest prawidłowe przygotowanie zanęty. Kupno odpowiednich wiader, pojemników i sit oraz ich używanie podczas wypraw wędkarskich, mogą Was bardzo pozytywnie zaskoczyć.

Sprzęt

Ponieważ wiosenne wędkowanie jest wędkowaniem aktywnym, co oznacza, że będziemy się przemieszczać brzegiem rzeki w poszukiwaniu ryb, powinniśmy ilość sprzętu ograniczyć do niezbędnego minimum.

Mój zestaw mini  to lekka wędka bolonka o długości 5 m, zaopatrzona w kołowrotek o wielkości 2000 z nawiniętą żyłka o średnicy 0,14 mm, podbierak, wiadro z zanętą i chlebak z akcesoriami.

Do chlebaka wkładam pudełko ze spławikami, paczkę przyponów, pudełko ze śrucinami, wypinacz, scyzoryk multifunkcyjny i aparat fotograficzny.

Jeśli chodzi o spławiki to zabieram tylko i wyłącznie te z mocowaniem na stałe, o wyporności od 0,5 g nawet do 4 g. Cięższe przydadzą się gdy będzie mocniej wiało.

Przypony maksymalnie o średnicy od 0,10 do 0,12. Te cieńsze niż moje zostawiam wyczynowcom a grubsze mogą spowodować nienaturalne poruszanie się przynęty w wodzie, co jak się już niejednokrotnie przekonałem, może skutecznie zniechęcić ryby do brania.

Wielkość haczyków dopasowuję do przynęty, która będę łowił.

Już od wielu sezonów stosuję przypony kupowane w sklepach wędkarskich. Kiedyś samodzielnie je wiązałem, ale bogactwo wyboru, stosunkowo niska cena, a przede wszystkim oszczędność czasu, skłoniły mnie do korzystania z gotowców. Nigdy się na nich nie zawiodłem.

Zestaw montuję w ten sposób, że do żyłki głównej dowiązuję maleńki krętlik, a do niego wiążę przypon za pomocą pętli. Ten sposób pozwala już nad wodą na szybką wymianę przyponu lub założenie nowego w przypadku zerwania.

 

sprzęt na wiosenne płocieTak wygląda moje wyposażenie do wiosennego poszukiwania płoci

 

Taktyka

Tak jak już wspominałem wiosenne łowienie to łowienie aktywne. Musimy się przygotować na spacer z wędką w poszukiwaniu ryb po podmokłym terenie. Dlatego powinniśmy na Naszą wyprawę założyć wodery, które umożliwią nam bezproblemowe brodzenie po rozlewiskach, wchodzenie na zalane wodą łąki, czy dostanie się w pobliże zatopionych przez wodę krzewów.

Oczywiście musimy pamiętać przy tym o zachowaniu ostrożności. Łatwo przy takim spacerowaniu wpaść w jakąś dziurę, potknąć się o zatopiony korzeń, czy kamień. Pewnie w płyciźnie nic groźnego by się Nam nie stało, ale kąpiel w wodzie, o temperaturze kilku stopni, nie należy do przyjemności.

Gdy już dotrzemy do upatrzonego miejsca powinniśmy je zanęcić.

Ja na ogół rzucam 2 kule zanęty wielkości jabłka i za chwilę w to samo miejsce posyłam zestaw z ochotką lub białym robakiem. Jeżeli woda płynie, rzucam zestaw nieco powyżej miejsca zanęconego i pozwalam mu spłynąć swobodnie kilka metrów poniżej. Tak wolno płynąca przynęta przypomina wypłukanego z podmytego brzegu robaka lub larwę.

Grunt ustawiam tak, aby przynęta znajdowała się nad dnem. Nie przywiązuję w tym okresie aż takiej dużej wagi do super precyzyjnego wymierzania gruntu. Po pierwsze było by to zbyt męczące przy częstej zmianie miejsca łowienia, a po drugie to wczesną wiosną i przy tak płytkiej wodzie ryby szukają aktywnie przynęty na różnych głębokościach.

Na jedno miejsce poświęcam maksymalnie 20 min. Jeśli nie ma żadnego ruchu w wodzie i nic się nie interesuje naszym zestawem, trzeba zmienić miejsce. Przechodzimy trochę dalej pod inny interesujący krzaczek lub kępę starych trzcin i powtarzamy procedurę.

Przy takim łowieniu nigdy się nie zniechęcimy, nawet jeśli brań nie ma za dużo. Każde nowe miejsce daje nam nadzieję, że za chwilę będziemy mieli okazję zmierzyć się z medalową płocią.

miejscówkaW jednym miejscu czekam maksymalnie 20 min na branie i ruszam dalej

Podsumowując trzeba wspomnieć o tym, że o tej porze roku najlepszych wyników należy się spodziewać w ciepłe słoneczne dni. Woda jest jeszcze bardzo zimna i każda odrobina ciepła, która dotrze w głąb wody, może skutecznie pobudzić ryby do żerowania.

Strasznie nie lubię pisać o pogodzie, bo wiem, że większość z Nas jeździ nad wodę wtedy, kiedy ma wolny od pracy czas a nie wtedy, kiedy jest pogoda. Ale gdyby tak się szczęśliwie złożyło, że w któryś kwietniowy piątek IMGW zapowie, że w weekend niebo będzie bezchmurne a temperatura grubo powyżej 10 stopni to od razu po pracy udajcie się do sklepu wędkarskiego po 1 kg ciemnej zanęty płociowej, 2 kg gliny rozpraszającej, 2 pudełka zanętowych białych robaków i ochotkę.

Jak się pewnie domyślacie, nie zachęcam Was do zrobienia z tych składników obiadu dla swojej ukochanej, tylko do wyprawy na wiosenne płocie.

płoćZłowienie 15-20 sztuk takich płotek nie powinno Wam sprawić większych problemów

I już na sam koniec zachęcam Was do łowienia w formule no kill. Płocie za chwilę mają tarło, dajmy im szanse na złożenie ikry.

Michał Lalowski

Post Wiosenne płocie pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Demonstracja pod PZW

$
0
0

pikieta pod PZW

STOP SIECIOM W WODACH PZW

Pod takim mniej więcej hasłem odbyła się w dniu 26 kwietnia demonstracja pod siedzibą główną PZW w Warszawie przy ulicy Twardej 42. Demonstracja, o której jest już głośno we wszelkich wędkarskich periodykach, portalach internetowych i forach.

Z reporterskiego obowiązku, ale i z przekonania też tam byłem i mogę zdać naszym czytelnikom krótką relację.

Demonstracja rozpoczęła się o godzinie 12 i zgromadziła około 100 – 120 osób. Były transparenty, trąbki, syreny i megafon, przez który organizator wykrzykiwał hasła i zachęcał innych do aktywnego uczestnictwa w skandowaniu haseł.

Skąd wziął się pomysł na demonstrację?

Zgromadzenie skupiło głównie wędkarzy z okręgu mazowieckiego, a organizatorem był kolega Saturnin Jabaji. Saturnin jest wędkarzem z koła Wyszkowskiego, któremu pomaga w jego działalności żona Pani Agnieszka Jabaji. Kolega Saturnin już od dłuższego czasu, wędkując na wodach województwa mazowieckiego, obserwował coraz bardziej kurczącą się ilość ryb. Ilość ta malała systematycznie w odróżnieniu od ilości sieci, których liczba zdawała się rosnąć. Zaniepokojony tą sytuacją swoją interwencję rozpoczął od wysyłania pism, listów i monitów na ręce władz związku. Jak sam twierdzi w odpowiedziach, jakie otrzymywał od PZW trudno było się dopatrzyć jakiegokolwiek sensu czy logiki. Wobec takiego stanu rzeczy postanowił czynem pokazać siłę zwykłych wędkarzy oraz zwrócić uwagę na to, że PZW jest organizacją stworzoną dla wędkarzy i im ma służyć.

Tak zrodziła się idea demonstracji.

Organizator Saturnin JabajiOrganizator Saturnin Jabaji ( na zdjęciu po lewej) tuż przed wejściem do siedziby PZW na rozmowy.

ORGANIZACJA

Jeśli chodzi o organizację samej akcji to tu oczywiście nic by się nie udało gdyby nie Internet i portale społecznościowe, fora wędkarskie, itp. Saturnin stworzył też swoja własną stronę na FB za pomocą, której starał się nagłośnić akcję i zachęcić do uczestnictwa w niej. Jak twierdzi jego żona Agnieszka Jabaji, odzew ze strony braci wędkarskiej był duży. Dominowały głosy poparcia, ale było też sporo głosów typu: a po co to wam?, I tak się nic nie zmieni, itp. Na samym końcu skończyło się liczbą uczestników w ilości około 100 osób, co jak na początek należy uznać za liczbę obiecującą, ale na pewno do poprawy w przypadku kolejnych demonstracji, na co się zanosi.

Ale po kolei.

POSTULATY

Żądania wędkarzy ( celowo piszę żądania, bo wydaje mi się, że wędkarze mają prawo kierować w stronę PZW żądania a nie prośby) zawarte zostały w petycji, którą wszyscy uczestnicy podpisali celem złożenia w ręce władz PZW. Z pełną treścią petycji możecie koleżanki i koledzy zapoznać sie na dole artykułu. W tym miejscu opisze tylko jego cztery główne punkty:

  1. Zaprzestanie odłowów sieciowych i pozbycie się brygad rybackich z wód administrowanych przez PZW.
  2. Zintensyfikowanie kontroli wód i wprowadzenie górnych wymiarów ochronnych dla drapieżników.
  3. Wprowadzenie opłaty krajowej.
  4. Zmiany prorodzinne w regulaminach PZW.

biuro polowe na demonstracjiPaństwo Jabaji użyczyli swojego samochodu, jako biurka na podpisywanie petycji.

PRZEBIEG DEMONSTRACJI

Tak jak wspominałem demonstracja rozpoczęła się o godzinie 12.Przed siedzibą PZW widać było transparenty typu: SIECI PRECZ OD NASZYCH RYB czy PZW TO MY A NIE WY. Wznoszono hasła „wyjdźcie do Nas” „Precz z sieciami”. Były też inne okrzyki, ale tych nie zacytuję ze względów formalno – prawnych ;). Wraz z upływem czasu wśród demonstrujących dawało się wyczuć coraz większą nerwowość i zniecierpliwienie z powodu jakiejkolwiek reakcji ze strony pracowników PZW.

W końcu po ponad godzinie udało się uzyskać zaproszenie do złożenie petycji i rozmowy w gabinetach działaczy.

Początkowo trójka delegatów na czele z organizatorem pikiety udała się do gabinetu Prezesa ZG PZW Dionizego Ziemieckiego gdzie wręczyli mu petycję wraz z siecią rybacką, jako symbolem sposobu, w jaki PZW gospodaruje na rzekach i jeziorach. Prezes odesłał przedstawicieli protestujących do siedziby Zarządu Okręgu Mazowieckiego twierdząc, że postulaty głównie dotyczą władz okręgów, a nie Zarządu Głównego. To tylko piętro wyżej, więc udało się od razu spotkać z Prezesem Mazowieckiego Okręgu Zbigniewem Bedyńskim.

demonstracja pod PZW

Dyskusja z prezesem okręgu mazowieckiego Zbigniewem Bedyńskim

Dyskusja z Panem Prezesem, według relacji uczestników, miała burzliwy charakter a nawet można się pokusić o stwierdzenie, że była to kłótnia. Jak twierdzi kolega Jabaji jej treść można podsumować bardzo krótko.

Pan Bedyński stwierdził, że:

  • sieci muszą być i będą
  • odłowy będą kontynuowane
  • badania PZW wykazują, że ryb jest pod dostatkiem i protesty są niezasadne

Pozostawię to bez komentarza i do samodzielnej oceny drogich czytelników. Ponieważ do takiej oceny potrzebne jest pełny zakres informacji, dodam jeszcze, że Pan Zbigniew Bedyński oprócz zasiadania we władzach PZW jest również członkiem zarządu Lokalnej Grupy Rybackiej „Zalew Zegrzyński” .

CO DALEJ?

Ponieważ nie osiągnięto jakiegokolwiek porozumienia, a przytoczone odpowiedzi Prezesa Bedyńskiego wywołały jedynie złość i śmiech wśród demonstrantów należy się spodziewać kolejnych protestów pod siedzibą PZW.

To czy się odbędą, ile będzie na nich osób i jaki odniosą skutek zależy tylko od nas wędkarzy.

Zachęcam do dyskusji w komentarzach o tym, co sądzicie o tego typu protestach, czy są zasadne, czy mogą być skuteczne i czy sądzicie, że to może być początek jakichś reform w strukturach PZW ?

Z wędkarskim pozdrowieniem

Michał Lalowski

Treść petycji (kliknij)

Post Demonstracja pod PZW pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

ZAWODY „KLEŃ WKRY” 2016 – WYWIAD

$
0
0

kleń wkry 2016

W dzisiejszym artykule drodzy czytelnicy postanowiłem zamieścić wywiad, jaki udało mi się przeprowadzić z kolegą Radosławem Witólskim, pasjonatem wędkarstwa, założycielem portalu Wkra Fishing, działaczem wędkarskim, organizatorem zawodów Kleń Wkry. Wywiad odbył się właśnie podczas tych wyżej wymienionych zawodów, które miały miejsce na tej przepięknej mazowieckiej rzece w kwietniu tego roku.
Być może zdziwicie się, że relacja z kwietniowego wydarzenia zamieszczam dopiero teraz, ale jak się za chwile przekonacie tematem wywiadu jest raczej nowoczesne podejście do wędkarstwa a nie sam opis zawodów. Chociaż o tym drugim zagadnieniu też będzie parę zdań.

Skąd pomysł na wywiad z kolegą Radosławem?

Ano stąd, że według mnie najwyższy czas, aby w polskim wędkarstwie do głosu i do zarządzania dochodziły takie osoby jak mój rozmówca i jemu podobni.
Osoby młode, pełne zapału, ze świeżym podejściem do wędkarstwa, wyznawcy zasady no kill, osoby, których osobowość bardzo odbiega od obrazu wąsatego działacza PZW z poprzedniej epoki.

A zresztą popatrzcie sami jak wygląda ekipa Wkra Fishing.

Kleń WkryWkra Fishing to ta trójka osób na pierwszym planie.

WYWIAD:

Wędkarstwo Moja Pasja: Witaj. Na początku chciałem przedstawić Ciebie naszym czytelnikom i poprosić o kilka zdań na temat tego, kim jesteś i czym się zajmujesz. Chodzi oczywiście o twoją działalność na niwie wędkarskiej.

Radosław Witólski: Nazywam się Radosław Witólski i jestem założycielem portalu Wkra Fishing oraz organizatorem dzisiejszych zawodów. Moją wielką pasją jest wędkarstwo i wszelkie tematy z nim związane. Ostatnio zajmuję się też intensywnie promocją nowoczesnego wędkarstwa w Internecie. Głównym powodem mojej działalności w obszarze Internetu i portali społecznościowych była chęć propagowania mojej wizji współczesnego wędkarstwa i promowania sportowego stylu łowienia.
Mam w sobie wiele chęci do edukowania wędkarzy, dzielenia się z nimi swoimi doświadczeniami i umiejętnościami a także udostępniania im miejsca w sieci gdzie sami mogą opisać swoje wędkarskie przygody. Działam również aktywnie w PZW, jestem członkiem zarządu koła Nowe Miasto i w ramach tego koła staram się również promować swoją wizję wędkarstwa.
Jestem wielkim zwolennikiem zasady No Kill w wędkarstwie.

WMP: A same zawody Kleń Wkry, na których obecnie jesteśmy, to twój autorski pomysł?
RW: Tak, to mój autorski pomysł. Oczywiście realizuje go przy dużym wsparciu regionalnych struktur PZW. To nasza sztandarowa impreza, która ma za zadanie promować region i rzekę Wkrę. Obecnie jest to impreza, na która przyjeżdżają zawodnicy z całej Polski.

WMP: Wkra to rybna rzeka?
RW: Oczywiście. Mamy tutaj cały przekrój gatunkowy. Gatunkiem dominującym jest kleń, ale mamy również bardzo dużo szczupaka, okonia, jest jaź, brzana, sandacze, świnki, piękne wzdręgi i liny.

WMP: Taki piękny rybostan na pewno nie wziął się z niczego. Czy jako aktywny członek lokalnych struktur PZW możesz powiedzieć jak pracujecie z tą rzeką, jak o nią dbacie, w jaki sposób dbacie o rybostan?
RW: Na pewno naszym atutem jest to, że mamy bardzo świadomy i nowoczesny Zarząd Okręgu Głównego PZW w Ciechanowie oraz bardzo aktywną PSR. To wszystko powoduje, że po pierwsze na rzece prowadzona jest bardzo dobra i skuteczna polityka zarybieniowa, a po drugie rzeka jest bardzo dobrze pilnowana. Władze naszego okręgu kładą duży nacisk na sprawdzanie licencji i patrolowanie brzegów rzeki. W rezultacie przypadki kłusownictwa są sporadyczne.
Dodatkowo, tak jak wspominałem, prowadzone są akcje zarybieniowe, które nie tylko mają za zadanie odbudowanie rybostanu rzeki, ale również restytucję gatunków, które kiedyś już tu bytowały a z różnych przyczyn ich populacja zanikła.
Jednak moim marzeniem jest, aby zarybienia na Wkrze nie były potrzebne. Gdyby wszyscy wędkarze traktowali wędkarstwo, jako sport i wypuszczali złowione ryby ich populacja sama by się odrodziła.

WMP: Czyli jaki jest według Ciebie klucz do rybnej wody w każdym okręgu?
RW: w punktach to powinno wyglądać tak:

  1. Władze PZW o nowoczesnym podejściu do wędkarstwa
  2. Aktywna praca PSR
  3. Zasada No Kill
  4. Aktywność samych wędkarzy – zgłaszanie przypadków kłusownictwa, reagowanie na nieetyczne zachowania innych wędkarzy, dbanie o wodę we własnym zakresie i we własnym otoczeniu – mam tu na myśli taki banał jak choćby zabieranie śmieci znad wody.

WMP: A odłowy sieciowe?
RW: Na szczęście na Wkrze nie prowadzi się odłowów sieciowych, ale na pewno na każdej wodzie ich likwidacja miałaby istotne znaczenie dla poprawy jakości wód.

WMP: Porozmawiajmy teraz chwilę o Internecie, mediach społecznościowych i ich roli we współczesnym wędkarstwie, ponieważ jak wspominałeś sam jesteś mocno zaangażowany w promowanie nowoczesnego wędkarstwa w sieci. Czy w związku z tym uważasz, że Internet zmieni wędkarstwo, ewentualnie czy już zmienił?
RW: Myślę, że zmienił i to dużo. Przede wszystkim postrzegam Internet jako narządzie do promowania etycznych zasad podczas łowienia ryb. To przecież dzięki Internetowi hasło No Kill zna dzisiaj prawie każdy wędkarz. Może nie każdy tę zasadę stosuje, ale na pewno każdy o niej słyszał. Poza tym nie można nie przecenić edukacyjnej roli Internetu. I tu mam na myśli głównie możliwość poznawania wszelkich technik łowienia, zasad doboru sprzętu, robienia zanęty, doboru przynęty, itp.
Np. chcesz zacząć łowić na tyczkę, bardzo proszę – w Internecie znajdziesz wszystko na ten temat, począwszy od techniki łowienia, kończąc na doborze sprzętu do tej metody. Fajne jest też to, że to właśnie w sieci możemy zobaczyć, że wędkarstwo nie musi się kojarzyć z wąsatym jegomościem w kufajce i gumofilcach, tylko może być sportem kolorowym, pełnym emocji i radości.

WMP: No właśnie o to chciałem Cie zapytać. Ty swoim sposobem ubierania się daleko odbiegasz od stereotypu wędkarza. Kolorowe ciuchy, niezłe markowe okulary – mam wrażenie, że rozmawiam z gwiazdą hip-hopu a nie z wędkarzem.
RW: Stawiam na taki styl w wędkarstwie. Najwyższa pora skończyć z waciakami, gumiakami lub ewentualnie strojem moro otrzymanym od szwagra, który pracuje w Straży Pożarnej.
Jeżeli chcemy przyciągnąć dzieciaki do tego sportu musimy stawiać na nowoczesność, kolor, modę.
Nie twierdzę, że musimy nagle wydać swoje dwie pensje na ciuchy do wędkarstwa, ale dobrze by było powoli brać przykład z rowerzystów, biegaczy czy miłośników fitness, którzy już dawno docenili wygodę i funkcjonalność nowoczesnych materiałów oddychających czy ciekawych wzorów i kolorów ubrań przeznaczonych do uprawiania swojej sportowej pasji.
Pamiętajmy, że wędkarstwo to też sport jak każdy inny.

dron na zawodachNowoczesność w wędkarstwie to też zdobycze nowoczesnej techniki.
Dron może być pomocny przy obsłudze zawodów wędkarskich.

WMP: Jeśli już rozmawiamy o napływie dzieciaków do wędkarstwa, to czy sądzisz, że właśnie ten napływ młodych ludzi z takim podejściem do tematu jak twój to jest szansa na przełamanie tzw.”betonu”, który zasiada obecnie na wielu szczeblach we władzach PZW?
RW: Wierzę, że tak się stanie. Nie wiem kiedy to nastąpi, natomiast jestem przekonany, że wcześniej czy później dzięki takim postawom jak Nasze, naszych kolegów i osób które lgną do Naszego środowiska te proporcje „betonu” do „nowoczesnych” odwrócą się na Naszą korzyść. I chcę tu wyraźnie zaznaczyć, że pozytywne zmiany, jakich oczekujemy absolutnie nie zależą od wieku ludzi, którzy będą pracować w PZW. Bardziej chodzi o pewne postawy, wzorce zachowań, które powinny obowiązywać w wędkarstwie. Bez tego żadna młoda krew niczego tu nie zmieni. Wędkarstwo musi być czystym hobby takim jak rolki, motocykle, windsurfing czy narciarstwo.
Ludzie muszą zacząć chcieć łowić ryby dla chęci przeżycia przygody, kontaktu z naturą, przypływu adrenaliny podczas holu rekordowego szczupaka, itp. Dopiero wtedy wszystko się zmieni radykalnie.

WMP: Zabrzmiało to bardzo dobrze. Czujesz, że twoja działalność to jakaś misja, która musisz spełnić aby tak się stało?
RW: Misja to zdecydowanie za duże słowo. Ale na pewno mam marzenie, aby w Polsce wędkarstwo to była pasja, sport, styl życia a nie tylko okazja do napełnienia sobie lodówki mięsem, bo opłata za kartę wędkarską musi się zwrócić.

WMP: Miejmy Nadzieję, że to marzenie się spełni. Dziękuję Ci za rozmowę i do zobaczenia nad wodę i przy wręczaniu nagród za dzisiejsze zawody.
RW: Ja również dziękuję. Miejmy nadzieję, że dzisiaj ryby dopisały zawodnikom.
Mam informacje, że już na początku zawodów złowiono pięknego klenia ponad 50 cm.

Jeśli chodzi o wywiad to by było na tyle drodzy czytelnicy.

Ciekawy jestem czy podzielacie moją opinię, że tego typu osoby to szansa na jasna przyszłość Naszego jedynie słusznego hobby w Polsce?
Podzielcie się proszę swoimi opiniami w komentarzach.

A JAK SIĘ SKOŃCZYŁY ZAWODY?

W zawodach wzięło udział ponad 150 zawodników z całego kraju. Rzeka została podzielona na 3 sektory i do tych sektorów rozlosowano wędkarzy. Zawody odbywały się w formule no kill.
Złowiono wiele ryb, niestety były to głównie szczupaki, które ze względu na sezon ochronny nie były punktowane. Największą rybą zawodów okazał się okazały ponad 50 cm kleń.

kleńKleń ponad 50 cm i jego szczęśliwy łowca.
Zdjęcie udostępniamy dzięki firmie Mikado, jednym ze sponsorów imprezy.

Natomiast zwycięzca, jak to się często zdarza na zawodach, wypunktował wszystkich okoniami.
Ciekawostką jest, że łowił je na bardzo specyficzne coblery własnej produkcji.

wobleryZwycięskie woblery.

Jeśli macie ochotę poznać Radka i wziąć udział w zawodach przez niego organizowanych to zapraszam nad Wkrę w przyszłym roku.
Ja się na pewno skuszę.

Michał Lalowski

Post ZAWODY „KLEŃ WKRY” 2016 – WYWIAD pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Łowisko komercyjne to też trudny przeciwnik

$
0
0

ryba

W tym artykule chciałbym się z Wami drodzy czytelnicy podzielić kilkoma swoimi doświadczeniami na temat wędkowania w łowiskach komercyjnych. A dokładnie chodzi mi o te bardziej ekskluzywne łowiska – łowiska spinningowe. Łowisk z rybami spokojnego żeru mamy już w Polsce całkiem sporo, natomiast tych oferujących połów drapieżników jest zdecydowanie mniej. Moim zdaniem wyprawa na takie łowisko ma o wiele więcej wspólnego z prawdziwym wędkowaniem niż wybranie się z nad staw hodowlany zarybiony karpiem, otoczonym pomostami, barami i miejscami do grillowania.

Łowiska spinningowe to najczęściej naturalne jeziora oferujące piękną populację drapieżników a jednocześnie wymagające i stawiające przed wędkarzami niemałe wyzwania. Może nawet większe niż nasze zwykłe codzienne jeziora, zbiorniki zaporowe i rzeki.

Dlaczego tak jest?

O tym będzie w dalszej części artykułu.

Gdzie warto pojechać?

Aby opisać swoje doświadczenia, posłużę się opisem wyprawy, którą odbyłem na jedno z takich jezior położonych w północnowschodniej części Polski, na ziemi sejneńskiej, pod koniec maja tego roku. Jezioro nazywa się Boksze, a łowisko prowadzi rodzinna Firma FALKO, która oferuje możliwość wędkowania, wypożyczenie łódek oraz noclegi z wyżywieniem. Samo jezioro ma około 100 hektarów powierzchni i jest pięknie położone wśród pół i lasów z dala od cywilizacji.

Panorama jeziora BokszePanorama jeziora Boksze

Ja akurat wybrałem to miejsce, ale do wyboru jest coraz więcej tego typu łowisk w całym kraju. Wystarczy zasiąść przed Internetem i wyszukać jezioro, które będzie nam odpowiadało. Ceny na ogół wahają się od 35 zł do 50-60 zł za dzień wędkowania. Nie jest to może tanio, ale warto poczuć jak to jest łowić w wodzie, o której wiemy, że pod naszą wędkarską łódką na 100% pływają okazałe szczupaki. Sami przyznacie, że to kolosalna odmiana w stosunku do kołysania się bez sensu w łódce na wodzie PZW, podczas gdy pod Nami rozpościera się rybna próżnia niczym w kosmosie.
W cenie za wędkowanie najczęściej zawarte jest wypożyczenie łódki, ale nie zawsze tak jest – warto to sprawdzić. Pamiętajmy również, że na tego typu wodach najczęściej obowiązuje zasada no kill, lub jest osobna płatność za zabrane ryby. Nie są to, więc raczej miejsca dla mięsiarzy a zdecydowanie dla sportowców.

Co trzeba wiedzieć przed wyjazdem?

Przede wszystkim pamiętajmy, że nazwa łowisko specjalne wcale nie oznacza, iż wsiądziemy do łódki, odpłyniemy od brzegu 20 metrów w dowolne miejsce, zarzucimy dowolną przynętę do wody i za chwilę będą nam się meldować na kiju okazałe szczupaki, sandacze i okonie jeden po drugim.

Zapomnijcie o tym.

Jedna i najważniejsza rzecz, o jakiej musicie wiedzieć przed wyjazdem na takie łowisko to fakt, że są to prawie zawsze wody poddane dużej presji wędkarskiej a co za tym idzie bardzo dużo ryb miało już kontakt z wędkarzami, jest pokłutych i w związku z tym wszystkie te ryby są bardzo ostrożne. Niestety tak to jest, spragnieni emocji wędkarskich łowcy coraz chętniej wybierają się w takie miejsca a nie ma ich jeszcze aż tak dużo w stosunku do liczby chętnych. I pewnie tak będzie jeszcze długo dopóki najlepsze wody w tym kraju będą pod zarządem organizacji o nazwie PZW. Jeśli już wiemy, że ryby są doświadczone i ostrożne to wiemy tez, że wcale nie będzie się tak łatwo do nich dobrać i możemy się na to psychicznie nastawić. Unikniemy w ten sposób sytuacji, z którą bardzo często się spotykałem w takich miejscach.

Otóż przyjeżdżał Pan wędkarz, wypływał łódką na pierwsze lepsze miejsce przy trzcinach, przeciągał kilkanaście razy wzdłuż roślinności wahadłówką typu mors albo perłową gumą z zerowym skutkiem i już był wściekły, że nic nie bierze. No, bo przecież On zapłacił 50 zł ze wędkowanie i w związku z tym szczupaki powinny się służbowo zaczepiać o jego blachę w co drugim rzucie. Tak łatwo to Wam na pewno nie przyjdzie drodzy wędkarze. Będziecie musieli się trochę bardziej postarać, no chyba, że chcecie zadowolić się szczupaczkami 30-40 cm i okoniami po 20 cm.

Ale chyba nie po to przyjechaliśmy na łowisko specjalne?

Jak się dobrać do ryb na takiej wodzie?

Pytanie z serii tych, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo to zależy oczywiście od specyfiki danej wody, pory roku, i tak dalej, i tak dalej. W związku z powyższym nie opiszę wam jakiegoś super sposobu, który zagwarantuje sukces, ale raczej dwie główne zasady, o których według mnie trzeba pamiętać podczas łowienia na wodach komercyjnych poddanych dużej presji.

Zasada nr 1 – MIEJSCE

Pamiętajmy, że na tego typu łowiskach drapieżniki najczęściej gromadzą się w kilku lub kilkunastu miejscach. Przeważnie ilość tych miejsc zależy od wielkości łowiska. Oczywiście piszę tutaj o miejscach bytowania dorodnych sztuk, bo faktem jest, że młodzież najczęściej możemy złowić na całym akwenie, ale to też nie zawsze. Czasami zdarza, że cała populacja danego gatunku gromadzi się tylko w wybranych rejonach wody.

Jakie to są miejsca?

Odpowiedz też nie może być uniwersalna, bo każda woda ma inną charakterystykę. Na moim jeziorze, które jak przypominam ma około 100 hektarów powierzchni, takich miejsc namierzyłem pięć. Były to raczej klasyczne miejscówki - górki wychodzące z głębokości około 5 - 6 metrów na głębokość około 1-1,5 metra gęsto obrośnięte roślinnością. Roślinność też była klasycznie szczupakowa, czyli rdestnica. Nie były to klasyczne górki zlokalizowane na środku jeziora, a raczej podwodne półwyspy ciągnące się od brzegu w kierunku pełnej wody.
Z tych pięciu miejsc złowiłem praktycznie wszystkie ryby podczas 2 dniowej majowej wyprawy.

Czy te same miejscówki są dobre również w innych porach roku tego nie jestem pewien, ale przypuszczam, że tak.

Jak je namierzyłem?

Oczywiście przekonanie się o tym, że w takich a nie innych miejscach bytują drapieżniki musi zająć trochę czasu i trzeba na to poświęcić sporo wędkarskiej pracy. Całą przedpołudniową sesję pierwszego dnia spędziłem w różnych miejscach jeziora bezskutecznie czesząc wodę różnymi przynętami. Posługując się trochę echosondą a trochę obserwacją wody, trafiłem w końcu na pierwszą ze wspomnianych powyżej górek. Pierwsze kilka rzutów i miałem pierwszego pięćdziesiątaka.

ranna rybaPierwszy szczupak. Za chwilę wróci do wody.

Następnych kilkanaście rzutów w tym miejscu zaowocowało jeszcze dwiema sztukami około 50 cm. Nie był to może wynik powalający na kolana, ale najważniejsze, że już wiedziałem gdzie trzeba szukać ryb w tej wodzie.

70 centymetrówNiestety złowienie poranionej ryby to częsty przypadek na łowiskach specjalnych

Potem już poszło łatwo – echosonda, obserwacja wody i silnik elektryczny pozwoliły na szybkie znalezienie tych kilku miejsc, które dawały szanse na spotkanie z rybą. Systematyczne ich obławianie musiało przynieść efekty.

70cm szczupak70 centymetrów. Niestety znów poraniony.

 

82cm szczupak82 centymetry – największa ryba wyjazdu. Byłem sam na łodzi i dlatego te zdjęcia wyglądają
tak amatorsko, ale zapewniam, że wszystkie ryby wróciły w dobrej kondycji do wody.

Grubaśne 55 centymetrów. Ciekawe czym się tak objadł?

Podsumowując – na każdym łowisku specjalnym musicie się spodziewać, że ryby nie będą obecna w każdym miejscu a raczej będą się gromadzić w jakichś specyficznych dla danej wody miejscach, które będą im szczególnie odpowiadać. Dla każdej wody może to być inne miejsce, górka z roślinnością, górka kamienna, łąka z określonym rodzajem roślinności podwodnej, itp. I pamiętajcie, że wcale nie muszą to być rejony, w których jakoś szczególnie gromadzi się drobnica – to tez taka charakterystyczna cecha łowisk komercyjnych. Najważniejsze żeby odkryć, w jakiego rodzaju miejscach ryby drapieżne bytują i te miejsca namierzyć – to pierwszy klucz do sukcesu.

Zasada nr 2 – PRZYNĘTA

Ulubiony temat wszystkich wędkarzy

Z zasady jestem gorącym zwolennikiem tezy, że jeśli jest ryba i żeruje to będzie brała na prawie każdą popularną przynętę wędkarską z wyjątkiem jakichś wynalazków. I tej tezy będę bronił, bo niejednokrotnie się przekonywałem, że klucz do sukcesu leży w znalezieniu ryby a nie w tym, co jej podrzucimy pod nos. Zabieranie nad wodę kilkudziesięciu rodzajów przynęt jest dla mnie bez sensu.
Ale, i tu dochodzimy do sedna sprawy, od tej tezy mam jeden wyjątek.

Tym wyjątkiem są łowiska komercyjne.

Według mnie na takich łowiskach musimy odnaleźć klucz przynętowy.

Dlaczego tak się dzieje?

Po pierwsze, tak jak wspomniałem, są to wody poddane dużej presji wędkarskiej i ryby zdążyły się napatrzyć na najbardziej popularne przynęty, np. na różne perły z czarnym grzbietem, woblery i slidery typu płoć, itp. W związku z tym mogą na nie zupełnie nie reagować. Po drugie, tego typu wody oferują drapieżnikom zupełnie inne warunki pokarmowe niż na tych łowiskach, do których jesteśmy przyzwyczajeni na co dzień. Różnorodność pokarmu jest dużo większa i drapieżniki mają do wyboru różne gatunki ryb, a według mnie potrafią one selekcjonować pokarm nie tylko pod kątem wielkości, ale również i gatunku.

Następnym elementem tej układanki jest to, że drapieżniki dosyć często otrzymują atrakcyjny wkład żywnościowy w postaci zarybień, jakie na takich wodach przeprowadzane są dosyć często przez zapobiegliwego właściciela. A czym głownie się zarybia łowiska spinningowe? Dodajmy jeszcze do tego pewną rywalizację o terytorium, do jakiej musi dojść w przypadku dużej populacji drapieżników i już pewnie domyślacie się drodzy czytelnicy co chcę napisać? Tak, zgadliście – drapieżniki na takich łowiskach bardzo lubią żerować na przedstawicielach własnego gatunku.

Wszystkie szczupaki, jakie złowiłem na swoim jeziorze połakomiły się na gumy przypominające małe szczupaki pod względem koloru i kształtu. Na inne kolory nie było żadnych rezultatów.

guma zieleń z brokatemNa takie i na podobne gumy wzięły wszystkie ryby.

Nie miałem okazji wypróbowania szczupakopodobnych woblerów i sliderów, a to z tego względu, że łowiłem wśród roślinności i jedynie guma zapewniała jako taki komfort jeśli chodzi o zaczepy.

 

okońOkonie też brały wyłącznie na zieleń z brokatem

PODSUMOWANIE

Jak widzicie według mnie kluczem do sukcesu na łowisku komercyjnym jest rozwiązanie dwóch zagadek – miejsce i przynęta. Trzeba poświęcić trochę czasu na rozwiązanie tego rebusu żeby nie spłynąć do brzegu o kiju, z wody o której wiecie na pewno, że pływają w niej piękne ryby. Oczywiście na waszych wodach te miejsca i przynęty mogą zupełnie inaczej wyglądać niż ja to opisałem na przykładzie swojego łowiska, ale myślę, że na wszelki wypadek powinniście zacząć badanie swojego miejsca od przypięcia do agrafki zielonego rippera z brokatem i znalezienia górki z porastającą ją rdestnicą.

Życzę Wam połamania kija i jak zwykle oczekuję na podzielenia się swoimi doświadczeniami w komentarzach do artykułu.

Post Łowisko komercyjne to też trudny przeciwnik pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.


Z pszenicą nad rzekę

$
0
0

Cooked wheat and ear of wheat

pszenica003

Witajcie wędkoholicy!

Nie było mnie tu dłuższą chwilkę, ale każdy z nas czasem potrzebuje odpoczynku, żeby nabrać nowego spojrzenia na to co robi.

Wiosna jest dla mnie okresem wędkarskiego postu. Tarło to czas, w którym warto dać rybom spokój. Wiem oczywiście, że wielu ludzi łowi liny, klenie, jazie, szczupaki, z od czerwca sandacze czy bolenie. Inni łowią karpie i ich wyczyny są widoczne, ale dla mnie sezon zaczął się praktycznie dopiero w lipcu.

Czas na połów!

Zdecydowałem się na łowienie typowo rekreacyjne. Łowienie proste, ale skuteczne zarazem, dające wiele frajdy i pozwalające się zrelaksować - poszukiwanie leszczy z koszyczkiem zanętowym. Leszcz to ryba, którą jedni bardzo lubią łowić, a inni marudzą, że słaba, że nie walczy, że śnieg... Ja lubię leszcze i nie uważam ich za słabe ryby, być może dlatego, że łowię je lekkim zestawem, na miękkim feederze i na silnym uciągu w moim ukochanym Wieprzu. Krótko mówiąc robię wszystko, żeby wędka jednak się ugięła i abym poczuł solidny opór.

pszenica010

Najlepsze - domowe sposoby

Jak dobrze wiecie jestem zwolennikiem prostoty i domowych sposobów przygotowania przynęt. Wczesną wiosną napisałem dla Was o łowieniu na groch. Dzisiaj przy okazji łowienia leszczy wspomnę o innej, bardzo skutecznej przynęcie - pszenicy.

Pszenica na Wieprzu, od bardzo wielu lat jest powszechnie stosowaną przynętą. Podobnie jak zimą bardzo wielu wędkarzy "sypie" grochem, tak w lecie to pszenica przejmuje pałeczkę najpopularniejszej karmy. Oczywiście bardzo wielu wędkarzy używa gotowych zanęt, peletów, łowi na pinki czy inne robactwo, ale Ci którzy mają swoje wypracowane miejsca wolą nęcić czymś tańszym, grubszym, łatwo dostępnym i prostym w przygotowaniu.

Jak ugotować pszenicę?

Jeśli zastanawiacie się jak ugotować pszenicę to postępujcie dokładnie tak samo jak z grochem w moim wcześniejszym artykule. Wyjdzie znakomicie. Oczywiście jest lato, więc kuchnia kaflowa zazwyczaj odpada, a Wasze żony mogą narzekać że jak gotujecie w domu to paruje i inne takie, więc zawsze można sobie zorganizować palenisko z paru cegieł na świeżym powietrzu i na nim przygotowywać swoją przynętę. Ja sobie coś takiego zmontowałem i działa. Palę pod garnkiem tak długo, aż woda zacznie się gotować i potem pozostawiam go na słońcu, nad żarem. Po kilku godzinach możemy iść nad wodę.

pszenica001 pszenica002

Regularnie i wytrwale

Przy łowieniu na pszenicę ważna jest systematyczność. Jeśli planujecie regularne wypady, nawet takie na 2 - 3 godziny, wybierzcie jedno, dwa miejsca i regularnie dostarczajcie w nie odpowiednie porcje przynęty. Pierwsze dni mogą być mało spektakularne, ale gdy ryby przyzwyczają się do pszenicy, a wyniki będą się poprawiać.

Co oprócz leszcza można złowić na pszenicę? Wszystko oprócz drapieżnika, a i te się trafiały. Nęcąc pszenicą na rzece możemy spodziewać się pięknych płoci, kleni, jazi, krąpi czy nawet karpi.

Mój sposób!

Wspomnę krótko o zestawie na jaki łowię. Banalnie proste rozwiązanie. Żyłka główna 0.18, na której zamocowany jest koszyk, a do żyłki głównej, na krętliku dowiązany jest przypon (ok 50- 60 cm) z żyłki 0.16 i haczykiem rozmiar 12 bądź 14. Tyle. Wędka 3.6 metra z akcją medium i ciężarem wyrzutowym ok 50 gram.

No dobra. Powiecie - łowi na pszenice z koszyczkiem, ale jak napchać w koszyczek pszenicę żeby nie wypadała?

No właśnie! Tu też działa prostota i sprawdzona metoda. Używam zanęty sypkiej zrobionej w domu. Składa się ona z mielonych ziaren pszenicy, grochu i kukurydzy "Koński ząb" oraz bułki tartej i mąki kukurydzianej. To wszystko. Żadnych dodatkowych aromatów, barwników, klejów, glin itd. choć oczywiście jeśli Wy chcecie sobie jakichś dodać to śmiało. Pamiętajcie tylko o jednym. Jeśli decydujecie się na jakiś aromat w zanęcie do koszyka, to pszenicę również gotujcie z tym aromatem, żeby linia zapachowa była spójna i nie rozpraszała ryb.

pszenica004 pszenica005 pszenica006

Czas na efekty!

Jeśli chcecie znać trochę szczegółów odnośnie wyników to powiem szczerze, że złowiłem opisanym sposobem, w przeciągu około tygodnia kilkadziesiąt ryb. Głównie były to leszcze o rozmiarze 35- 45 cm, a największe nie przekraczały 50 cm. Nie znaczy to, że większych nie ma, po prostu w tym okresie nie brały. Gdy jednak pytamy o skuteczność metody i przynęty to wynik 8 - 10 leszczy w ciągu 2-3 godzina łowienia nie powinien budzić wątpliwości. A dodatkowo czasem trafiały się piękne ( ok 35 cm ) płocie czy klenie, a gdy leszcz przestawał żerować, masowo atakowały krąpie.

Druga wędka

Tak, przy łowieniu na rzecznego feederka używam też drugiej wędki. Jest to wędka do połowu drapieżnika z gruntu. Ja generalnie uwielbiam drapieżniki i nawet gdy szukam leszczy, lubię mieć wędkę, która czeka na wizytę jakiegoś zębatego stwora.

Gdy łowię na silnym uciągu, zastawiam na ukleję z gruntu, czekając głównie na sandacza, a w przypadku łowienia na spokojnej wodzie zazwyczaj montuję standardowy zestaw szczupakowy.

Ten sposób wędkowania dał mi już wiele "bonusowych" ryb. Co prawda w tym sezonie nie trafiłem jeszcze żadnego pokaźnego stwora, ale złowiłem już kilka sandaczy, szczupaków, a nawet sumka. Przyjdzie pora i na większe sztuki, mocno w to wierze.

W jakim miejscu łowię? Jak określam dobry punkt?

Z mojego doświadczenia wynika, że leszcze chętnie trzymają się rzecznych górek i dołków, ustawiają się przy rynnach, na wyjściu z głębszej wody na przybrzeżne "płyciaki". Najczęściej szukam ich na zejściu z płycizny w rynnę i w samej rynnie. Woda tam jest dobrze natleniona, a zwężony płytszy nurt sprawia, że ryby mają dostęp do większości pokarmu, który tamtędy przepływa. Jeśli zechcecie spróbować łowić na pszenicę, ale ze spławikiem warto poszukać głębszego miejsca z warkoczem na skraju spokojnej wody i uciągu.

Mam nadzieję, że zawarte informacje Wam się przydadzą i przyniosą bardzo dobre efekty.

Jeśli jeszcze nie łowiliście w ten sposób, zachęcam do spróbowania.

Czekam na informacje od Was. Pochwalcie się jak Wam poszło.

Pozdrowienia i powodzenia!!!

pszenica008

pszenica009

pszenica007

Post Z pszenicą nad rzekę pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Zanęta – czy spójność ma znaczenie?

$
0
0

Różna konsystencja zanęty

Takie pytanie zadaje sobie każdy, kto ma do czynienia z wodami o różnym nurcie i głębokości. Gotowe komponenty są wykorzystywane głównie przez wędkarzy zaawansowanych oraz wyczynowych. Posiadają oni wiedzę i doświadczenie, dzięki którym wiedzą jak profesjonalna zanęta działa w większości okoliczności. W przypadku amatorów, znacznie prostszym sposobem jest jej samodzielne przygotowanie, by zwiększyć skuteczność połowu.

Zanęta - dobieraj zgodnie z przeznaczeniem

Co powinieneś wiedzieć przy tworzeniu zanęty?

1. Zawartość żywych robaków przyczynia się do szybszego rozpadu uformowanej kuli. Aby temu zapobiec użyj kleju lub uśmierć robaki.

2. Nigdy nie stosuj suchej gliny. W takiej formie jest mocno zbrylona co utrudnia uformowanie pożądanego kształtu.

3. Grubsze części w zanęcie, takie jak kukurydza, zazwyczaj wymagają dosypania kleju.

4. Dociążanie uformowanej kuli żwirem(w przypadku wód stojących) lub gliną(w przypadku rzek) pozwoli zarzucić ją dalej, a w konsekwencji zapolować na większą rybę. Do tego celu użyj kukurydzy, kleju i atraktora.

5. Ugniatając kulę masz wpływ na jej trwałość. Dłuższe i silniejsze ugniatanie to wolniejsze wypłukiwanie się cząstek pokarmowych.

6. Pamiętaj, że preparaty służące do sklejania tracą swoje właściwości w kontakcie z wilgocią. Przechowuj je w szczelnych pojemnikach.

spin ice szamotuły

Zanęta - spoistość a łowisko

Zdarza się, że dobre feederowe łowisko okazje się być miejscem z grubą warstwą naniesionego mułu. Wtedy, wbrew wcześniejszym przewidywaniom, taktyka połowu musi ulec zmianie. O ile wcześniej przygotowana zanęta feederowa nie zawierała komponentów, o tyle w nowych okolicznościach, powinniśmy ich użyć. Ciężki koszyk odstawiamy na bok. Zaczynamy nęcić z ręki lub używamy do tego celu procy. Kula z dodatkiem otrębów i kaszki kukurydzianej rozpada się na mniejsze części będąc łatwo dostępnym pokarmem. Podobnej zanęty używa się na łowiskach skalistych stosując słonecznik, dzięki któremu unosi się ona tuż na dnem nie opadając między skały.

Uniwersalna zanęta przygotowana przez producentów nie zawsze sprawdza się tak, jak jest podane w instrukcji. Wiele zależy od przepływu wody, jej zawirowań, rodzaju dna oraz głębokości żerowania ryb. W tym celu każdy wędkarz powinien znać sposoby na dostosowanie zanęty do warunków panujących na wybranych łowiskach. Ostatnie, czego byśmy chcieli podczas wędkowania to przygotowania, które poszły na marne.

Post Zanęta – czy spójność ma znaczenie? pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Lipień – słów kilka

$
0
0

lipień

Ulubionym miejscem przebywania tej ryby są wody o piaszczystym lub żwirowatym dnie, woda musi być też dobrze natleniona. A gdy z dna wyrasta różnogatunkowa roślinność wodna – zdarza się widzieć je przemykające zwinnie między nią. Lipień występuje na rozległym terenie naszego kraju i nie tylko. Gatunek ten spotkać możemy zarówno w Dunajcu, jak i w wodach Sanu. Mimo tak dużego zasięgu, liczba tych ryb w ostatnich latach regularnie spada.

Charakterystyka gatunku

Lipień osiąga wielkość do 60 cm, choć większość okazów nie przekracza 40 cm. Rekordowy przedstawiciel tego gatunku (3,350 kg) pochodził ze Szwecji, zazwyczaj waga waha się jednak w okolicach jednego kilograma. Osobniki często grupują się w niewielkie stada i żyją około 5 lat. Są bardzo wrażliwe na jakiekolwiek zanieczyszczenia, w związku z czym ich obecność świadczy o czystości wód. Z powodu intensywnej eksploatacji rzek w poprzednim stuleciu populacja tych ryb znacznie się zmniejszyła.

Czym żywią się lipienie?

Właściwie wszystkimi owadami, które spotkają na swojej drodze. Do głównych przysmaków należą:

  • chruściki,

  • jętki,

  • kiełże,

  • drobne ryby.

W okresie obfitości pokarmu lipienie korzystają z urodzaju zjadając wszystko to, co w jakiś sposób znajdzie się w ich zasięgu - łącznie z dżdżownicami, które przypadkiem wpadły do wody. Zdarza się także, że chętnie częstują się ikrą innych ryb.

Nic dziwnego, że przy takim menu lipienie łowimy głównie na imitacje lub owady, które znajdziemy pod kamieniami i wśród roślinności. Gdy nie widzimy oznak żerowania przy powierzchni, należy rozważyć zmianę sposobu połowu. Między innymi połów na suchą muchę, małe nimfy(pod prąd), czy stosowanie imitacji larw. Ta ostatnia metoda zazwyczaj jest najskuteczniejsza.

Jakiego sprzętu wędkarskiego użyć?

Odpowiedź, która nasuwa się jako pierwsza: delikatnego. Wiele zależy od wielkości rzeki, i tak w przypadku połowu na:

  • suchą muchę – długość wędki(akcja średnia): 250 – 280 cm, klasa AFTMA 3 – 5,

  • nimfę – długość wędki(akcja średnia lub szybka): do 300 cm, klasa jak wyżej.

Okres ochronny, wypada od początku marca do końca maja. Wymiar ochronny wynosi 30 cm.

Lipień - jak łowić?

W morzu informacji rzucamy koło ratunkowe - dowiesz się więcej:)

http://www.wedkarstwomojapasja.pl/lipien-pospolity/

Post Lipień – słów kilka pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Method feeder – czyli metoda na rybę

$
0
0

Koszyczek do method feeder

Jak łowić skutecznie nie pozbawiając się tej odrobiny ekscytacji czujnym oczekiwaniem? John Wilson znalazł odpowiedź na to pytanie – method feeder. Stosowany przy wędkarstwie karpiowym na łowiskach komercyjnych, choć i tu zdarzają się odważni, którzy ruszają na dzikie wody. Jakie inne ryby oprócz karpi dadzą się przekonać na method feeder? Mogą to być duże leszcze i amury. Na czym polega? Postanowiliśmy przyjrzeć jej się z bliska.

Przy "metodzie" bazujemy na lżejszym sprzęcie, wędkach typu feeder, specjalnych koszykach zanętowych, przyponie włosowym zwykłym – z gumką lub stoperem(pushstop). Budowa koszyka została zaprojektowana tak, aby na dno opadał zawsze płaską stroną. Rolę przynęty oraz zanęty pełni pellet.

Przyjemnie z method feeder

Kompletowanie sprzętu

Do wykorzystania nadaje się dowolny kij feederowy, ważne aby w sposób wygodny można go było zarzucać. Gramatura koszyka wynosi zazwyczaj od 15 – 35 g (możliwe są także egzemplarze nawet do 100 g). Aby utrzymać silną rybę taką jak karp, blank musi być wykonany z wysokiej jakości materiału. Najpopularniejszy i najczęściej polecany kołowrotek to ten w wielkości 4000 z precyzyjnym hamulcem.

W przypadku średnicy żyłki istnieją różne sprzeczne opinie, jedna z nich mówi o tym, że średnica powinna wynosić między 0,22 a 0,28. Ze względu na ukrycie żyłki tak, że nie jest ona widoczna dla ryb i nie wpływa na ich czujność. Według innych, średnica żyłki powinna wynosić maksymalnie 0,22.

Koszyk – charakterystyczny element tej metody został skonstruowany w taki sposób, aby zawsze opadał na dno tą samą stroną. Stosowany jest raczej w płytkich miejscach (do 3 m). Ważne jest, aby obsypywał się zgodnie z naszym planem. Pamiętaj również o foremce lub kup cały zestaw feederowy.

W method feeder stosuje się przypony włosowe o długości od 7 do 10 cm, wykonane z żyłki. Warto aby przypon był zakończony gumką.

Jak to robić?

Pellet – rozmiar 2 mm lub większy w przypadku większych ryb. Jego zadaniem jest sprowokowanie ryb do rozpoczęcia żerowania więc warto stosować ten z rodzaju nisko tłuszczowych. Pellet namaczamy aby osiągnął pożądaną konsystencję(twardy i łatwy do nabicia foremki). Poza tradycyjną metodą namaczania(stopniowe sprawdzanie konsystencji) do naszej dyspozycji są także oddane specjalne perforowane pudełka pozwalające w prosty sposób odsączyć nadmiar wody.

W kolejnym wpisie:

  • najczęstsze opinie dotyczące method feeder,
  • porady użytkowników,
  • nasze podsumowanie.
  Cennych informacji dostarczył nam www.haczyk.com.pl

Post Method feeder – czyli metoda na rybę pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

O przyrodzie – w wodzie!

$
0
0

Roślina wodna

Dziś trochę o mniej wędkarskich sprawach. Jako że wszyscy korzystamy z dobrodziejstw polskiej przyrody nad rzeką, stawem lub jeziorem, warto poznać ją nieco lepiej. Każdy wędkarz wie jak wygląda ryba, na której połów wyruszył. Dziś poznajemy inne ciekawe stworzenia, może kiedyś uda Wam się znaleźć któryś z nich? Zachęcamy do obserwacji między jedną, a drugą rybą na haczyku :)

Oto 5, naszym zdaniem, najciekawszych organizmów wodnych polskiej przyrody

1. Nadecznik stawowy - nasz ulubieniec. Gatunek gąbki słodkowodnej, której szkielet składa się z igieł krzemionkowych, wyczuwanych po dotknięciu palcem. W formie przetrwalnikowej może przetrwać cały okres zimowy w zamarzniętej wodzie!

Nadecznik stawowy

2. Pijawka lekarska - tak, każdy w dzieciństwie bał się tego niewielkiego zwierzęcia. Jednak jego znaczenie dla człowieka od lat stanowi sprawę kontrowersyjną. Hirudoterapia była stosowana już w czasach starożytnego Egiptu, a dziś dostępna jest w wielu gabinetach. W 2004 roku amerykańska Agencja Żywności i Leków dopuściła pijawki lekarskie jako środek leczniczy.

3. Rogatek sztywny - od 1836 roku intensywnie rozprzestrzenia się po Europie po tym, jak został sprowadzony z Ameryki Północnej. Jego budowa jest bardzo sztywna i krucha. W Polsce rozmnaża się wyłącznie wegetatywnie, ponieważ sprowadzono jedynie okazy żeńskie.

Przykładowe gatunki roślin rzecznych

4. Sinice - kojarzone przede wszystkim z masowymi zakwitami wody. Jeszcze do niedawna uważane za glony, dziś oficjalnie traktowane jako bakterie. Skąd ta rozbieżność? Sinice tak jak i glony posiadają zdolność do fotosyntezy. Ze względu na brak naturalnych wrogów oraz toksyczne właściwości niektórych gatunków, namnażają się bardzo intensywnie.

5. Mszywioły - wyglądają jak długie, półprzeźroczyste, puchate nitki. Te zwierzęta bezkręgowe gromadzą się w olbrzymie skupiska liczące nawet setki tysięcy osobników. Kolonie mogą mieć wysokość 90 cm i długość 2 m, zazwyczaj prowadząc osiadły tryb życia.

 

Mamy nadzieję, że takie informacje przypadną do gustu Czytelnikom. Prosimy o komentarze i propozycje na kolejny około-wędkarski wpis :)

Post O przyrodzie – w wodzie! pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Nocą nad wodą

$
0
0

Nocą nad jeziorem

Chłodno, przyjemnie i cicho... przez chwilę. Po kilku sekundach odzywają się świerszcze, jakiś plusk w wodzie i delikatny zapach wody. Nieco świeższy i bardziej rześki niż za dnia. Siedzisz całą noc, wracasz albo zadowolony, odświeżony i z kilogramami ryb, albo tylko odświeżony. Wszystko zależy od tego, czy łowisko było sprawdzone, znane, czy wybrane na chybił trafił. Co zdarza się podczas dłuższych spontanicznych wypadów, bo a to nie sprawdziliśmy wcześniej łowiska, a to ktoś zrobił nam żart - miały być tony, a były gramy. Cóż, raz na wozie raz pod wodą(?)

Połów nocą nad rzeką

Nocą nad wodą, zwłaszcza nad rzeką, ryby chętniej dają o sobie znać. Poruszają nadwodną roślinnością i pluskając wabią drapieżniki. Te pierwsze to najczęściej karpie, karasie, leszcze, jazie i brzany. Dla wędkarzy dźwięki nocy nad wodą to muzyka kojąca dla uszu i uspokajająca skołatane nerwy. Wyciągają krzesełka i sprzęt w nadzieli na udany połów.

Co powinieneś wiedzieć?

  • nocą ważna jest precyzja i czujność - okazy ryby białej w nocy biorą delikatnie, chociaż przy brzegach potrafią śmielej pokazywać swoją obecność,
  • rozważasz spławikówkę? - spróbuj w miejscach głębszych na międzytamie - chętnie odwiedzane przez leszcze,
  • jeżeli liczysz bardziej na relaks nad wodą, niż wartką akcję - użyj sztucznych robaków, nie będziesz męczył się z ciągłym nadziewaniem,
  • rzeczny spinning jest trudny, aczkolwiek pasjonujący - nocą nad rzeką bywa niebezpiecznie, porywać się na niego powinien jedynie doświadczony spinningista,
  • decydując się na gruntówkę z koszyczkiem, warto zadbać o pełnowartościową zanętę i... czujnie obserwować wodę i starannie zarzucać zestaw.

Rzeka nocą

Połów w nocy nad jeziorem

Jeziora gwarantują bezpieczniejsze brzegi, spokojniejszą wodę i wydeptane stałe ścieżki. Gładka tafla jeziora odbija światło dzięki czemu łatwiej dostrzec przemykające węgorze czy sumy. Podpływają blisko brzegu, dlatego należy zachowywać się bardzo cicho. Możesz łowić na spławik, spinning czy z gruntu - czyli tak, jak większość wędkarzy lubi. Fluorescencyjne haczyki i gumy wabią skutecznie. Rozbicie namiotu tuż przy brzegu jeziora zapewnia duży komfort wędkowania i odpoczynku. Łatwo wpaść w pułapkę nadmiernej euforii, bo "gdzieś obok pływa ta ryba".

Co powinieneś wiedzieć?

  • gruntówki - tradycyjnie skutecznie, warto zadbać o pogrubienie zestawu, aby wytrzymał także w przypadku silniejszych ryb,
  • leszcze i stadne karpie wymagają solidnego nęcenia, aby nie straciły zainteresowania wybranym przez nas miejscem żerowania,
  • spławikówka - w tej sytuacji wydaje się najbardziej skuteczna, przy odpowiednio mocnym zestawie da możliwość chwytania okoni, sandacza, węgorza czy suma,
  • warto urządzić sobie mały "spacer" wędrując i obrzucając wybrane miejsca,
  • spinnig z łodzi? - tak, ale by mieć pewność że trafiamy w dobre miejsce warto wyposażyć się w GPS.

Noc nad wodą to niezwykłe przeżycie dla każdego wędkarza. Takie wyprawy pozwalają odpocząć i w ciszy delektować się zapachem i aurą nocnej aury. Raz na jakiś czas taki wędkarski wypad z pewnością przyda się każdemu. Efekty w postaci kilogramów ryb są ważne, ale po nocce nad wodą nawet puste sieci nie smucą tak bardzo. Może tylko trochę :)

Post Nocą nad wodą pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

W poszukiwaniu pięknej przyrody

$
0
0

Polska przyroda

Witajcie moi drodzy!

Minęło trochę czasu od ostatniego tekstu więc warto sprawdzić co u Was słychać.
Jak tam sezon? Rybki biorą? Biero Panie czy nie biero?
U mnie... "Tak średnio bym powiedział, tak średnio". Tragedii jednak nie ma- coś tam się złapie, coś się wypuści.
W ogóle zabierając się za pisanie, tak sobie myślałem- "Ziemba pisz pozytywnie, daj ludziom fajny przekaz" i chciałbym, żeby tak właśnie było.

Ostatnio miałem trochę marny humor, bo widok koparki nad brzegiem rzeki zawsze mnie w taki wprawia. Złościłem się bo Wieprz w Tarnogórze został rozkopany i wygląda teraz jak jakaś pustynia, po której przejechały czołgi. Zawsze jest jednak jakiś pozytywny aspekt, na przykład to, że woda już zaczyna "regulatorom" robić na złość. Brzegi tak starannie przycięte, równiutkie pięknie się obsypują, robią się nowe miejsca, tylko czekać aż spłoszone bobry wrócą i porobią znów swoje ścieżki. Kilka tygodni, ze dwie ulewy i rzeka znów zacznie nabierać kształtów... szkoda tylko, że drzewa tak szybko nie rosną.

Dla porównania wrzucam kilka zdjęć obrazujących różnicę, przed i po "zabiegu".

Rzeka przed zmianą biegu

Rzeka Wieprz

Rzeka rozkopana

Działania koparki

Piękno polskiej przyrody

Tęskniłem za widokiem drzew nad brzegiem rzeki, więc wybrałem się z tatkiem w dół Wieprza, jakieś dwadzieścia kilometrów od Krasnegostawu.
Od razu zrobiło mi się lżej na sercu, naładowałem baterie i przyjrzałem się rzece takiej jaką kocham- dzikiej, zacienionej, tętniącej życiem... przyroda jest tak cudowna i piękna... gdybyśmy tylko mogli zostawić ją w spokoju. Przy okazji złowiłem kilka rybek, okonie, karasie srebrzyste, jazgarze... same "kloce", ale jak na pierwszy wypad na nowy teren to i tak super.

Byliśmy też na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim. Piękne są te nasze jeziora. Co prawda niektóre z nich mają obecnie wciąż kolor zielony z zerową widocznością w wodzie, ale w innych woda jest krystalicznie czysta i przejrzysta. Na wielu z nich odpady odprowadzane przez ludzi doprowadziły do użyźnienia i zachwaszczenia, ale co najważniejsze tętni w nich życie. Mimo, że kłusownictwo jest tam straszne i rybostan jest systematycznie wyniszczany wciąż można coś złapać i przy okazji napatrzeć się na piękno natury.

Piękno polskiej przyrodyPolska przyroda

 

Jakie rybki pływają w jeziorach?

Zacząłbym od wzdręg. Są ich tam miliony. Miliony pięknych czerwono - złotych ślicznotek, od których roi się przy każdej trzcinie. Myślę, że każdy kto złowił krasnopiórkę wie, jak ładne to stworzenie.

Kolejna ryba, której na Łęczyńsko-Włodawskim jest bardzo dużo to okoń. Pasiastych wariatów jest tam naprawdę sporo. Jest to dla nich znakomite środowisko, masa jedzenia, pełno chwastów i trzcin, w których można się ukryć, świetna przejrzystość wody, dająca możliwość obserwacji potencjalnej zdobyczy. Wszystko to sprawia, że okonie mają się świetnie. Ich kolor też bardzo by się Wam spodobał. Ciemne dno i czysta woda sprawiają, że są one ciemne o  jaskrawoczerwonych płetwach. Przepiękne drapieżniki, które potrafią dać wędkarzowi ogrom frajdy.

Następny będzie "koluch", znaczy się "byczek" czyli sumik karłowaty. Od razu mówię - jeśli złapię takiego, nie zabiję go, nie wyrzucę w trawę, nie rozdepczę, nie będę traktował stworzenia jak śmiecia, bo Związek mówi, że to nie ryba, tylko chwast. Chwasty to moja teściowa w ogrodzie tępi. Nigdy nie widziałem, żeby wyrwała tam jakiegoś sumika...
Ktoś je kiedyś wpuścił, są, żyją... mleko się rozlało. Karpi też 1000 lat temu u nas nie było, teraz są i niech będą jak najdłużej, nie widzę by ktoś chciał je "eliminować".
Koluchów na pojezierzu jest pełno.  Jak już mają coś chrupać, niech to będą koluchy. Czemu nie?
Owszem, te ryby w zbyt dużej ilości są kłopotliwe dla ekosystemu, więc jak czasem trafią na stół, nic strasznego się nie stanie.

Są one piekielnie smaczne, nie mają ości, nie trzeba ich skrobać.
Sam zabijam ryby niezwykle rzadko. Wierzę, że C&R ma sens, ale muszę przyznać, że "koluszka" czasem sam bym schrupał.

Przyroda polskich jezior

Płoć

No muszę Wam powiedzieć, że w tym roku na początku lata odwiedziłem jedno z jezior ( nie będę podawał nazw konkretnych zbiorników, bo nie tylko porządni wędkarze mają tu dostęp ) i poszedłem na spacer na mostek, usytuowany na plaży. Nie uwierzycie jak bardzo byłem zdziwiony, gdy zobaczyłem, że na piaseczku, na głębokości może czterdziestu centymetrów pływają piękne płocie. Ryby "na oko" około trzydziestu pięciu centymetrów. Nie jedna, nie dwie, ale całe stado! No serce człowiekowi rośnie normalnie. Pomimo presji kłusowniczej, wędkarskiej, turystycznej wciąż są tam takie piękne stworzenia. Nie próbowałem ich wtedy złowić, po co? Oglądałem je jak w akwarium, wiedziałem, że tam są piękne, zdrowe. Czego chcieć więcej?

Szczupak

"Zębaty się trzyma". Wyciera się co roku, ale z racji tego, że jest smaczny i raczej łatwy do złowienia, nie ma go zbyt dużo. Można jednak trafić większe sztuki, tylko nie ma co się nastawiać na łowienie ich regularnie w dużych ilościach. Metrzak to rzadko spotykane zjawisko, a szkoda. Na naszym pojezierzu mogłyby one rosnąć do bardzo dużych rozmiarów, mają ku temu wszelkie możliwości, tylko niestety zazwyczaj spotyka je inny los.

Karp. Karpie były, są i mam nadzieję, że będą. W dzisiejszych czasach ich ilość jest ograniczona, ale na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim można trafić naprawdę solidne karpiska. W związku z tym, że łowienie z brzegu na wielu jeziorach jest trudne, karpiarze wiele jezior omijają. Są jednak fachowcy łowiący z łódek i pomostów. W większości przypadków złowienie karpia na pierwszym wyjeździe to łut szczęścia- przypadek. Jeśli jednak ktoś ma więcej czasu, zechce włożyć wysiłek w przygotowanie miejsca i nęcenie to nagrodą może być ryba życia.

Wspomniane gatunki to nie wszystko. Są jeszcze karasie, liny, leszcze, sandacze i inne. Pojezierze jest duże i zawiera wiele zbiorników. Żeby je zwiedzić i poznać potrzeba dużo czasu. Życzę Wam byście ten czas znaleźli i sami przekonali się, jak piękne miejsca można na Lubelszczyźnie ujrzeć.

Użyźnione jezioro

Dostać się do miejsc wyjątkowych - przyroda przede wszystkim

Jaki z tego wniosek? Spytacie. A no taki, że nawet jak trafi się trudny czas - wasze łowisko się popsuje, ktoś spuści ze smyczy koparki i poszczuje je na rzekę, stanie się coś co Was zdołuje, zdenerwuje, uprzykrzy Wam łowienie... nie wolno się łamać.
Nasz kraj jest jaki jest - z jednej strony przepiękny, z drugiej zaś przyroda traktowana jest tak, a nie inaczej i dopóki to się nie zmieni musimy szukać pozytywów, innych rozwiązań, nowych miejsc.

Ja właśnie tak zrobiłem. Odpuściłem zawody w kopaniu koryta i pojechałem tam gdzie samo spojrzenie na otaczający świat sprawia, że jestem szczęśliwy.

Jestem przekonany, że w Waszych okolicach też są takie piękne, urocze miejsca, miejsca które sprawiają, że czujecie się wyjątkowo, że pojawia się uśmiech na waszych twarzach.. Jeśli chcecie się nimi dzielić, sprawiać że inni wędkarze też będą mieli okazje je poznać, możecie śmiało pisać w komentarzach. Jeśli zaś wolicie zachować je dla siebie, to macie ku temu pełne prawo.

Nieudana sesja zdjęciowa

Na zakończenie muszę Wam wyjaśnić czemu dziś niewiele jest zdjęć, a te które są nie miażdżą jakością.
Jakieś dwa tygodnie temu złowiłem w Wieprzu sandacza i chciałem zrobić mu zdjęcie.

W kieszeni miałem etui, w którym to etui znajdował się smartfon. Sandacz grzecznie leżał na miękkiej trawce, czekając aż zdejmę z niego fotkę, wtedy wyjąłem z kieszeni telefon... a w ręku pozostało mi tylko etui. Odpływający telefon sprawił, że "opadła mi kopara". To był znak. Chwilę później nad brzegiem spotkał mnie mężczyzna, który powiedział mi, że mają kopać rzekę. Co zrobić? Forest Gump miał rację "Shit happens".

Post W poszukiwaniu pięknej przyrody pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.


Szybkie jednodniówki

$
0
0

Mój okręt

Za oknami koniec września, a więc najlepsza pora na drapieżnika. Wielu z nas w tym okresie chciałoby spędzać nad wodą jak najwięcej czasu, ale niestety praca zawodowa, obowiązki rodzinne i inne zobowiązania skutecznie uniemożliwiają nam wyjazdy na dłuższe, kilkudniowe wyprawy wędkarskie.

Przeciętny wędkarz mieszkający w dużym lub średnim mieście może pozwolić sobie jedynie od czasu do czasu na krótkie jednodniowe wypady wędkarskie, które nie wymagają długich przygotowań i nie zrujnują życia rodzinnego czy zawodowego. Dodatkową cechą charakterystyczną takich wypadów jest to, że decyzja o wyjeździe zapada z dnia na dzień, bo np. żona wyjeżdża z dziećmi do teściów i mamy wolne 24 godziny

I właśnie o tym jak zorganizować sobie taką szybką jednodniową wyprawę spinningową będzie ten artykuł.

Gdzie jechać?

W przypadku wyprawy jednodniowej odpowiedz jest prosta - jak najbliżej. Nie ma sensu marnować cennych wolnych godzin na długie podróże w odległe miejsca Polski. Ci z kolegów, którzy maja to szczęście i mieszkają w pobliżu pięknych rybnych zbiorników wodnych nie muszą się martwić o wybór łowiska i czas podróży, by do nich dotrzeć.

Gorzej maja Ci, którzy mieszkają w dużych aglomeracjach miejskich położonych w rejonach, gdzie wyprawa nad rybną wodę to już jest wyzwanie. Ja na przykład mieszkam w Warszawie i chcąc połowić w pięknym otoczeniu przyrody na rybnym jeziorze, muszę się liczyć z dłuższą jazdą samochodem.

Pogodziłem się z tym, i przyjąłem założenie, że mogę poświęcić na podróż maksymalnie 2 godziny czasu. Na szczęście okazało się, że w zasięgu 2 godzin jazdy samochodem od Warszawy, pięknych jezior nie brakuje. Te 2 - 2,5 godziny spędzone w samochodzie, to jest moim zdaniem maksimum, na które możemy sobie pozwolić.

Jak łowić?

Szybki wyjazd ogranicza nasze możliwości dotyczące wyboru środków pływających, z których możemy wędkować.

Przecież nie sposób przy takich wyjazdach bawić się w zabieranie łodzi na przyczepie biorąc pod uwagę cały proces jej załadunku, wodowania, itd.

Odradzałbym też zabieranie dużych pontonów ze sztywną podłogą. Co prawda jest z nimi dużo łatwiej przy załadunku, wyładunku i transporcie niż z normalną łodzią, ale mimo wszystko ich składanie już na łowisku jest dosyć czasochłonne.

Cóż zatem nam pozostaje?

Rozwiązania są trzy:

Brodzenie w spodniobutach. Sposób ten niesie jednak ze sobą spore ograniczenia w dostępności do wszystkich interesujących wędkarsko miejsc, które chcielibyśmy obłowić. Ciężko nam będzie na przykład obrzucać przynętą spiningową interesujące spadki dna za linią trzcin, czy śródjeziorne podwodne górki;

Belly boat. To urządzenie nie jest zbyt popularne w Polsce. Być może wynika to z naszego klimatu - tkwienie zanurzonym po pas w zimnej wodzie w październikowy poranek, niejednego zniechęci do korzystania z tego środka pływającego. Nawet zakładając, że od wody oddziela nas warstwa pianki, to i tak nie brzmi to optymistycznie. Popularności belly boat nie przysparza zapewne również cena, jaką musimy zapłacić za takie urządzenie. Koszt takiego pływadełka to mniej więcej równowartość prostego pontonu.

Belly boat

Ponton. To chyba najlepsze rozwiązanie na szybkie wypady. Warunek jest taki, że będzie to ponton z podłogą składającą się z paneli, którą możemy zwinąć razem z całością. Na jednodniowe wypady całkiem wystarczający będzie też ponton z gumową podłogą dmuchaną;

Niech to będą niewielkie, lekkie jednostki o długości do 2,5 metra.

Taką gumową łódeczkę nadmuchamy za pomocą pompki elektrycznej lub porządnej pompki nożnej w ciągu 15 minut. Jest ona też lekka, co pozwoli nam bez problemu samemu zanieść ją nad wodę, a później z powrotem do samochodu po zakończeniu łowienia.

Ja sam używam na takie wypady starego, pamiętającego jeszcze Gorbaczowa, rosyjskiego pontonu z drewnianymi ławeczkami, dwiema dmuchanymi za pomocą nożnej pompki komorami i dmuchanej podłogi.

Po wyrzuceniu go z worka na trawę i podłączeniu pompki, w ciągu 10 minut jest gotowy do użycia.

Mój okręt

Sprzęt wędkarski i akcesoria, które zabieram na ponton

Jeśli już zdecydowaliśmy się na nieduży ponton, to niestety ilość sprzętu, którą możemy na niego zabrać jest ograniczona.

Ale zapewniam Was, że minimalistyczne podejście do takiego wyboru sprawi Wam dużą frajdę i wiele Was nauczy. Nagle okaże się, że aby profesjonalnie i skutecznie pospiningować wcale nie trzeba zabierać kilogramów przynęt i innych akcesoriów.

Moje minimum, które zabieram na wodę to:

  • Wędka „szczupakowa" o długości max 210 cm. i c.w. 5-25 g, z dobrym kołowrotkiem o wielkości 2000/3000 z nawiniętą plecionką 0,10 – 0,12 mm
  • Wędka „okoniowa” o długości max 210 cm, c.w. up to 10 g, kołowrotek wielkości 2000 z żyłką 0,14 - 0,16 mm. Jeśli chodzi o łowienie okoni to jestem zwolennikiem żyłki. Uważam, że jej rozciągliwość jest idealnym rozwiązaniem na kruchy pysk okonia. Poza tym jest tania, bezproblemowa, a przy dobrze wyregulowanym hamulcu kołowrotka na dobrą szesnastkę bez problemu wyciągniemy nie tylko okonie, ale też okazałego szczupaka.

Wędki - optymalny rozmiar

Jedno, na co chcę zwrócić szczególną uwagę przy wyborze wędek jest ich długość. Uważam, że długość nieprzekraczająca 210 cm jest jedynym rozwiązaniem na ponton. Łowienie za pomocą dłuższych wędek będzie bardzo niewygodne na takiej małej jednostce pływającej, przysporzy Wam problemów, ograniczy swobodę poruszania się i pozbędzie części radości z łowienia. Dodatkową zaletą takiej długości spinningów jest to, że będziecie je mogli schować w całości do wnętrza pontonu przy podpływaniu do brzegów, zwisających gałęzi lub trzcin, co pozwoli uniknąć uszkodzenia blanków lub przelotek.


 

  • Przynęty: tutaj następuje najciekawsza i najbardziej wymagająca część naszych przygotowań. Nie możemy sobie pozwolić w żadnym przypadku na zabranie wszystkich naszych ulubionych zabawek spinningowych. Musimy wybrać sobie zestaw przynęt, który zmieści się nam do jednego pudełka. Wybór może być przeróżny i w zasadzie od Was tylko zależy, co zabierzecie. Ja przy wyborze przynęt wybieram głównie wszelkiego rodzaju gumy, które uważam za przynęty najbardziej uniwersalne i dające największe możliwości prezentacji w wodzie. Staram się, aby w pudełku znalazły się gumki w kolorach jasnych i ciemnych. Jasne na zachmurzone niebo, ciemne na słoneczną pogodę. Nie przesadzam z ich wielkością – zaczynam od najmniejszych okoniowych twisterów, a kończę na maksymalnie 6-7 cm riperrach lub kopytach.
  • Do tego zabieram kilka woblerów na wypadek gdyby przyszło mi do głowy potrolingować, i to cały mój zestaw, który nie zabierze zbyt wiele miejsca w ciasnym pontonie, a które pozwoli mi skutecznie zapolować na praktycznie każdy gatunek ryby.
  • Oprócz przynęt zabieram pudełko główek jigowych i zestaw przyponów stalowych w zakresie mocy od 2,5 do 7 kg.

Jeśli chodzi o wyposażenie dodatkowe, to wymienię po kolei:

  • Obowiązkowo niewielka kotwica. Pamiętajcie, że ponton jest bardzo wrażliwy na wszelkie, nawet najmniejsze podmuchy wiatru i bez kotwicy na pewno nie połowicie.
  • Podbierak. Tutaj decyzję pozostawiam Wam. Na moim pontonie jest na tyle mało miejsca, że podbieraka nie zabieram. Wszystkie większe ryby ląduję ręką i nie stanowi to dla mnie większego problemu. Jeśli ktoś ma mniejsze doświadczenie w tym zakresie, polecam zabranie średniej wielkości podbieraka.
  • Cały zastaw akcesoriów do bezpiecznego wyczepienia ryb: szczypce, rozwieracz, itp. To obowiązkowe dla każdego spinningisty.
  • Przyrząd do przecinania plecionki i żyłki.
  • Strój przeciwdeszczowy.
  • Aparat.
  • Szmatka do wycierania rąk,

I możemy ruszać na wodę.

Bezpieczeństwo

To zawsze ważny temat, szczególnie w przypadku pływania na pontonie.

Na szczęście prawie każdy ponton składa się z minimum 2 komór powietrznych, co pozwoli nam na utrzymanie się na powierzchni wody nawet w przypadku przebicia jednaj z nich.

Dodatkowo możemy zaopatrzyć się w kapok. Współczesne kapoki przypominają bardziej kamizelkę wędkarska niż dawny toporny sprzęt ratunkowy, a więc nie będą nam krępować ruchów a na pewno dadzą dużą ochronę w razie wypadku.

Jeśli do tych zabezpieczeń dodamy zdrowy rozsądek to nie powinno się Wam nic złego przydarzyć.

Na zakończenie nie pozostaje mi nic innego niż zachęcić Was do jak najczęstszych jednodniowych wypraw wędkarskich i życzyć wszystkim połamania kija

Szczupak złowiony podczas mojej ostatniej jednodniówki

Szczupak złowiony podczas mojej ostatniej jednodniówki

Okoń

Brały też niewielkie okonie

Ognisko nad wodą

Miły przerywnik w łowieniu przeznaczony na regenerację sił ;)

Post Szybkie jednodniówki pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Stare, cwane, grube – szczupaki

$
0
0

Duże okazy

Jak złowić szczupaka na spinning?

Jedną z kluczowych rzeczy jaką dowiedziałem się o łowieniu okazów, jest to, że aby je przechytrzyć, trzeba często łowić inaczej niż inni wędkarze i inaczej niż samemu łowię zazwyczaj. To logiczne. Jeżeli wszyscy łowią podobnie, to stare ryby nauczyły się unikać określonych zestawów, czy przynęt. Jeżeli ciągle łowisz tak samo, to zawsze będziesz miał podobne efekty. Żeby móc je poprawić, musisz coś zmienić. Coś, co zaskoczy doświadczone ryby. Polując na wyrośnięte szczupaki(w jednej wodzie 100 centymetrowy szczupak to okaz, a w innej ryba 60 cm może być stara i doświadczona) trzeba wprowadzić nieco zmian w strategii i sposobie myślenia.

Przynęty na szczupaka

Duża ryba, duża przynęta – to szczupakowa filozofia (duże są dla mnie np. 20 cm gumy, czy 14 cm jerki). Oczywiście można złowić medalowego szczupaka na obrotówkę nr. 2, albo 3-calowe kopytko, ale są to raczej sytuacje rzadkie. Takie łowienie ma bowiem określone wady. Po pierwsze, małe i średnie przynęty zostaną prędzej pochwycone przez małe i średnie drapieżniki. Mniejsze ryby są bardziej ruchliwe i mniej ostrożne, dlatego dopadną przynętę szybciej niż wyrośnięty osobnik. Mniejsze ryby mogą w ogóle nie dać okazowej sztuce szansy na uderzenie w przynętę. Tracimy cenny czas na hol i odhaczanie mikrusów, a przecież nierzadko duże ryby żerują najlepiej w określonych porach, a poza nimi w zasadzie nie są aktywne. Po drugie, często duże osobniki nie chcą tracić energii na uganianie się za małą zdobyczą. Wolą walnąć raz, a porządnie, by najeść się do syta bez zbędnej straty energii. Zwłaszcza jesienią, gdy nastaje czas wielkiego żarcia, drapieżniki preferują większe ofiary. Po trzecie, nastawiając się na duże ryby powinno się stosować mocny sprzęt. Łowienie sztywna wędką i grubą linką na małą przynętę jest nieefektywne, bo zachowuje się ona nienaturalnie i w ogóle takim zestawem łowi się niewygodnie.

Woblery

Stosując duże przynęty trzeba liczyć się, z tym, że długo (nawet kilka wypraw) możemy nie mieć brania. Trzeba być cierpliwym. Nagrodą będzie wyjątkowa zdobycz. Gdy już weźmie, bezrybne dni pójdą w niepamięć.

Rzadko bywa, że wędkarze łowiący na małe i średnie przynęty, trafiają okazy. Zwykle to kwestia statystyki. Jeżeli ktoś spędza całe dnie nad wodą to choćby był słabym wędkarzem musi kiedyś trafić grubszą rybę. To tak samo jak mecze piłkarskie Polski i Niemiec. Wiadomo było, że nasi kiedyś wygrają skoro gramy ze sobą tyle meczy. Zamiast jednak polegać na statystyce, czy szczęściu lepiej zastosować strategię konsekwentnego polowania na grube ryby z dużymi przynętami bez niepotrzebnego kaleczenia maluchów. Nie jest to łowienie dla każdego, bo wymaga cierpliwości. Ale jeżeli jesteś znudzony łowieniem maluchów – spróbuj.

Przykładowe przynęty zna chyba każdy – legendarny slider, jack, sweeper czy niedoceniany fatso – z jerków (poza nimi polecam woblery Dorado – polskie w dobrej cenie), gumy real eel, czy duże kopyta.

Ripper srebrny Rippery Ripper

Inną kwestią jest dobór odpowiedniej przynęty. Duże, stare ryby zazwyczaj miały wcześniej do czynienia z wędkarzami i nauczyły się omijać najpopularniejsze w danej wodzie wabiki. Mówi się wtedy o przebłyszczeniu wody. Ta teoria została potwierdzona przez badania ichtiologów. Oczywiście dane przynęty są w konkretnym łowisku popularne ze względu na swoją skuteczność. Radzę jednak oprzeć się pokusie ich stosowania. Mogą pomóc złowić kilka mniejszych ryb, ale raczej nie skuszą tych wyrośniętych i doświadczonych. Pomocna może być zmiana koloru przynęty na nietypowy np. różowy, stylu prowadzenia przynęty, czy użycie atraktora zapachowego na drapieżniki. Coś co będzie inne od tych przynęt, które budzą rybią nieufność. Jeszcze lepszym rozwiązaniem będzie zmiana przynęty na inną, nieznaną rybom z danej wody.

Dwa lata temu zmagałem się z upolowaniem szczupaków z mojej ulubionej wody. Skuteczne zazwyczaj obrotówki i wahadłówki nie dawały żadnych brań. Worek z rybami rozsupłał się dopiero gdy zacząłem łowić na woblery bez sterowe. Ryby brały na nie pewnie, choć był to dość duży kaliber. Myślę, że to dlatego, iż nikt inny na te przynęty tam nie łowił. Ryby nie kojarzyły ich z niebezpieczeństwem. Innym przykładem jest skuteczność dużych jaskółek na małych główkach w zbiornikach, gdzie sandaczowcy łowią na 3-4 calowe, silnie pracujące kopyta. Efekty bywają zaskakujące, bo właśnie o zaskoczenie tu chodzi. Kusimy ryby atrakcyjnymi przynętami, ale takimi, których one jeszcze nie znają (lub słabo znają). Mnogość przynęt i sposobów ich poprowadzenia sprawia, że nie będziemy się nudzili. Wcale nie musimy się tu ograniczać do schematów – szarpania jerków i gum w opadzie. Innowacje są mile widziane.

Takie łowienie wymaga przełamania się – odkładamy na bok sprawdzone sposoby, by wypróbować coś nowego. Możemy ponieść całkowitą klęskę lub pełne zwycięstwo. Sukces musi kiedyś nadejść. To tylko kwestia tego ile przynęt trzeba wypróbować zanim znajdziemy „tę” wyjątkową.

Miejsce - gdzie łowić?

Tajemnicą poliszynela jest, że większe ryby uciekają od wędkarzy. Hałaśliwe rozmowy, uderzanie o łódkę, czy wibracje silnika elektrycznego alarmują doświadczone ryby o niebezpieczeństwie. Przestają wtedy żerować lub wręcz odpływają z dala od zgiełku i haczyków – daleko od brzegu, w zaczepy, w niedostępne z brzegu części zbiornika, gdzie nikt nie łowi. Dla zwierząt bowiem, najważniejsze jest poczucie bezpieczeństwa. Nawet duża ilość pożywienia nie skusi ich do żerowania, gdy będą czuły/słyszały/widziały zagrożenie. W miejscach poddanych silnej presji ze strony wędkarzy, trzeba szukać okazów tam, gdzie czują się bezpieczne, gdzie nikt inny nie łowi – daleko od brzegu, w krzakach, miejscach niedostępnych. Nawet jeżeli takie miejsca wydają się mniej atrakcyjne od tych często obsadzonych wędkarzami. Warto przedzierać się przez zarośla, czy zapadać w bagienku dla upragnionej zdobyczy. Dodatkowym plusem łowienia w takich miejscówkach jest cisza i spokój. Osobiście jeszcze nigdy nie złowiłem medalowej ryby, gdy obok ktoś hałasował. Zawsze łowiłem z dala od innych wędkarzy, często w miejscach, gdzie nikt lub prawie nikt nigdy nie łowi.

Woblery

Czas - kiedy łowić?

Pora łowienia ma nie rzadko duże znaczenie, przy polowaniu na stare, doświadczone sztuki. Niektóre osobniki nie żerują w porach, gdy nad wodą są tłumy wędkarzy – rano i po południu. Często największa szansa na ich złowienie to godziny około południowe, gdy nie ma nikogo nad wodą. Zaobserwowałem to sam wiele razy i potwierdzają to inni wędkarze. Czasem ryby biorą w określonych porach z tylko sobie znanych powodów.

Pogoda na drapieżnika

Można w nią wierzyć lub nie, ale wielu wędkarzy twierdzi, że najlepsza pogoda na drapieżnika (może poza sumem i boleniem) to pochmurne niebo, wiatr i spadające lub niskie ciśnienie. Generalnie mi się to sprawdza. Nie chodzi o to, by jeździć na ryby tylko w takie dni, ale o to, by w miarę możliwości wyrwać się na ryby gdy pogoda nam sprzyja.

Na koniec jeszcze ważna uwaga – wszystko o czym napisałem wymaga oczywiście wiedzy podstawowej – o zachowaniach szczupaków, sposobach prezentacji przynęt, i sprzęcie, zwłaszcza przynętach (np. trzeba wiedzieć że do dużych przynęt stosujemy bardzo mocny sprzęt, albo że inaczej prowadzimy gumę a inaczej woblera).

Okazowe szczupaki uwalniam, by złowić je jeszcze większe w przyszłości!

Post Stare, cwane, grube – szczupaki pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Szwecja – wędkarski raj?

$
0
0

Szwecja

Trochę przekornie postawiłem znak zapytania na końcu tytułu i zapewne wielu, szczególnie polskich wędkarzy oburzy się na samą sugestię, że ten nasz zamorski sąsiad wędkarskim eldorado nie jest. W porównaniu z naszymi, mocno przetrzebionymi zbiornikami, szwedzkie łowiska nadal stanowią obiekt marzeń i westchnień wielu wędkarzy i obiektywnie patrząc są dobre, patrząc jednakże przez pryzmat własnych doświadczeń oraz przeprowadzonych rozmów z napotkanymi wędkarzami i rodowitymi mieszkańcami Szwecji mam nieodparte odczucie, że ta „wędkarska ziemia obiecana” może wkrótce przejść do historii. Oczywiście tak stać się nie musi, ale zależy to również od samych wędkarzy.

Chciałbym zatem przybliżyć Wam Drodzy Czytelnicy, kilka łowisk, które od ponad 8 lat odwiedzam z moimi wędkarskimi przyjaciółmi. Opisy stoczonych „walk” z zębatymi drapieżnikami i przygód „około-wędkarskich” znajdą się także w mojej opowieści, ale przede wszystkim zależy mi na obaleniu kilku mitów i legend, którymi obrosły szwedzkie łowiska. Ucieszę się niezmiernie, jeśli ma opowieść będzie przydatna zarówno dla osób dopiero rozpoczynających „przygodę ze Szwecją”, jak również dla tych doświadczonych wędkarzy, którzy znajdą w niej odpowiedź dlaczego nie złowili trzystu szczupaków w tydzień.

Skąd pomysł takiego artykułu?

<Przygotowując się do kolejnego wyjazdu, bacznie przeglądam relacje z wypraw wędkarskich, które coraz częściej pojawiają się w Internecie lub na łamach wydawanych w naszym kraju czasopism. Porównuję je z własnymi doświadczeniami oraz osiągniętymi wynikami. Często można znaleźć w tych relacjach przydatne wskazówki odnośnie stosowanych przynęt, obiecujących „miejscówek” i specyficznych cech konkretnego łowiska. Mimo wszystko są to jednak bardzo subiektywne meldunki „znad wody”, które niewiele mówią o zmianach zachodzących w danym łowisku. Te zmiany mają często niebagatelny wpływ na to, jak w naszych wspomnieniach zapisze się wymarzony, wędkarski urlop.

Czy będziemy długo go wspominać podczas jesiennych wieczorów, czy też jak najszybciej zechcemy o nim zapomnieć. Tegoroczna wyprawa nad jedno ze szwedzkich jezior boleśnie przekonała mnie i moich przyjaciół, że rzeczywistość zastana nad wodą, czasami ma się nijak do relacji napisanej przez kogoś przed kilku laty…..Wrócimy jeszcze do tej historii, ale zacznijmy od początku…

Na początek zatoka Syrsan

Jest wczesne lato roku 2009. Z przyjacielem Markiem, zapalonym wędkarzem zastanawiamy się nad jakimś ciekawym łowiskiem szczupakowym. Niestety, zasoby okolicznych, rodzimych wód nie napawają optymizmem. W pewnej chwili Marek zaczyna opowiadać o Szwecji. O gigantycznych rybach, nieskażonej przyrodzie i ilości potencjalnych super łowisk. To nie są jego doświadczenia, a jedynie gdzieś przeczytane lub zasłyszane opowieści. Mimo to zasiane ziarno przygody pada na podatny grunt. Dlaczego nie spróbować? Wszak od nas, mieszkających w północnej Polsce jest tylko przysłowiowy rzut kamieniem do portu w Gdyni. Stamtąd szybki przeskok promem do Karlskrony i znajdziemy się na wędkarskiej Ziemi Obiecanej.
No dobrze, ale dokąd konkretnie i w jakim terminie? Szczupak kojarzy się z majem, ale maj już minął. Czekać do przyszłego roku nie chcemy. Może zatem spróbować jeszcze jesienią. Decydujemy, że wrzesień to dobra pora. Ale które łowisko wybrać? Przeglądamy Internet, szukamy najlepszej opcji. Do naszej dwójki dołącza kolejnych dwóch chętnych na wyprawę wędkarzy. Mój młodszy brat i wujek. Jest już nas zatem czterech. Wspólnie przeglądamy dostępne na rynku oferty. Decydujemy się wreszcie na ofertę firmy Eventurfishing i popularne wśród łowców okazów łowisko Syrsan. Jakże dłużą się dni do wyjazdu. Łapczywie czytamy wszystkie dostępne artykuły o tym łowisku. Kompletujemy sprzęt, narzędzia wędkarskie i prowiant. Wreszcie nadchodzi upragniony dzień wyjazdu. Ruszamy w drogę!

Pierwsze zauroczenia i pierwsze rozczarowania

Podróż mija w miłej atmosferze. Snujemy wizje o rekordowych rybach, które mamy nadzieję złowić. 260 km od portu do miejsca naszego zakwaterowania mija bardzo szybko. Wreszcie jesteśmy na miejscu, zostawiamy nasz samochód na leśnym parkingu, a gospodarz Peter zabiera nas oraz nasze bagaże z przystani i płyniemy na jego prywatną wyspę. Już w trakcie tej krótkiej przejażdżki jesteśmy pod olbrzymim wrażeniem czystości wody i piękna krajobrazu. Nagie skały groźnie piętrzą się przy brzegach zatoki, w wodzie pływają meduzy ( wszak to szkiery i woda jest lekko słona ) nad sosnowym lasem majestatycznie zatacza koła piękny morski orzeł. Całymi sobą czujemy potęgę tego, pięknego miejsca.
Raj nad wodą w Szwecji

Na wyspie przeżywamy kolejny szok. Poza zabudowaniami należącymi do gospodarza i trzemy domkami zbudowanymi specjalnie dla wędkarzy nie ma tam żadnych innych śladów ingerencji człowieka w naturę. Tylko drzewa i grzyby, mnóstwo grzybów! Zapomniałem już, że Szwedzi grzybów nie zbierają, a my Polacy i owszem. Idąc w stronę naszego domku oglądamy dorodne koźlaki, prawdziwki i podgrzybki. Jeśli ryby będą tutaj w takiej samej obfitości to trafiliśmy do wędkarskiego raju. W pośpiechu rozpakowujemy nasze rzeczy w przydzielonym domku. Domek jest nowy i posiada wszystko to co niezbędne na wędkarski urlop. Dobrze wyposażona kuchnia, estetyczna łazienka i wygodne łóżka.

Domek w lesie

Razem z gospodarzem idziemy na przystań gdzie czekają na nas duże, wygodne łodzie z silnikami Yamaha. Krótki kurs obsługi silników, ostrzeżenie o licznych głazach znajdujących się tuż pod powierzchnią wody, kilka wskazówek odnośnie najlepszych miejscówek i wreszcie możemy wyruszyć na wodę. Uzbrojeni w mapy batymetryczne ruszamy dwiema łódkami na pierwszy rekonesans. Pierwsze rzuty nie przynoszą rezultatów. Pewnie trzeba zapłacić frycowe, myślimy. Niestety po kilku kolejnych godzinach nadal nie mamy żadnego pobicia. Zmieniamy miejsca, dużo pływamy. Zaczynają się eksperymenty z przynętami. Oj, chyba w tej Szwecji też nie jest tak kolorowo jak nam się wydawało. Wreszcie udaje się coś złowić. Szczupaki nie są duże, ale walczą całkiem dzielnie. Pomalutku zaczynamy rozpracowywać łowisko. Mamy pierwsze refleksje.

Pod coraz większą kontrolą

Szkiery są całkiem innym łowiskiem, niż znane nam polskie jeziora i rzeki. Brak echosondy daje się we znaki, mapy nie zawsze są dokładne, trzeba bardzo uważać, żeby nie zniszczyć śruby silnika. Nawet w Szwecji, rybę trzeba wypracować. Po pierwszych dwóch dniach łowienia mamy na koncie zaledwie kilka szczupaków. Niestety żaden nawet nie zbliżył się do mitycznego metra. Pierwsze emocje opadają, zaczynamy rozważać co robimy nie tak, jakie przynęty są bardziej skuteczne, w jakich godzinach mamy najwięcej pobić. Przestajemy pływać na oślep, typujemy wspólnie najlepsze miejscówki i staramy się obławiać je na różne sposoby. Takie podejście poprawia nieco ilościowe rezultaty, ale ciągle brakuje nam okazów.

Żeby odpocząć od szczupaków odnajdujemy tzw. „okoniowe bankówki” i tam wreszcie widzimy różnicę pomiędzy naszymi rodzimymi łowiskami, a szwedzkim Eldorado. Wreszcie wędki uginają się tak jak w naszych wędkarskich snach, a dorodne garbusy co chwilę łakomią się na nasze gumowe przynęty. Okonie walczą dzielnie, a my wdzięczni za taką zabawę darowujemy im wolność. Niech cieszą kolejnych wędkarzy. Tutaj wypada wspomnieć, że na zatoce Syrsan obowiązuje całkowity zakaz zabierania szczupaków, a pozostałe gatunki można pozyskiwać jedynie do bieżącej konsumpcji. Wspaniałe zasady, warte naśladowania.

Wreszcie jest!

Uradowani okoniową zabawą, wracamy do szczupaków. Woblery typu Executor firmy Salmo wyjątkowo „smakują” naszym zębatym przeciwnikom. Czasem potrzeba jednak spenetrować głębsze partie wody. Mój wybór pada na srebrnego jerka firmy Jaxon uzbrojonego w pojedynczą kotwicę. Nie mam dużego przekonania do tej przynęty, ale jak eksperymentować to eksperymentować. Bez specjalnej wiary w sukces posyłam przynętę pomiędzy łodygi wystających z wody trzcin. Brzeg jest dość blisko, mimo to głębokość nadal wynosi kilka metrów. W pewnym momencie czuję zaczep i jestem pewny, ze to jakiś podwodny konar. Próbuję szarpnąć wędką, a „konar” zaczyna się ruszać. Wreszcie coś dużego! Walka jest dość krótka, szczupak jakby nie do końca wierzył, że mogę go jednak z tej wody wyciągnąć. Wreszcie ląduje na pokładzie.

Połów w Szwecji

Marek dokonuje szybkiego pomiaru i … 96 cm! A więc prawie metr. Udało się!

Cdn.

Post Szwecja – wędkarski raj? pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Okoń – na żywca

$
0
0

Okonie na żywcówkę

Polowanie na okonie z żywcówką jest w Polsce mało popularne. To zaskakujące, biorąc pod uwagę skuteczność tej metody. Jeżeli bowiem ktoś choć raz próbował łowić pasiaki na spinning, to wie, jak wybredne potrafią być te ryby. W metodzie żywcowej natomiast brania są o wiele częściej zdecydowane i systematyczne. Należy tylko ją odpowiednio zastosować.

Jesienią okonie grupują się w duże stada w głębszych partiach zbiorników po to, by wraz z przyjściem chłodów przenieść się na zimowiska. Mają wtedy duży apetyt i konkurują o pokarm.

Tak jak przy polowaniu na inne ryby, kluczowe jest zlokalizowanie okoni. Nie będzie z tym problemu jeżeli powierzchnia wody jest w miarę spokojna. Może uda nam się wypatrzeć oczkujące ukleje. Okonie na pewno będą w pobliżu. Nieraz można zobaczyć jak watahy okoni ganiają pod powierzchnią małe rybki, które wyskakują w panice z wody. Bywa, że uda się zobaczyć płetwę okonia, która - jak u rekina - tnie powierzchnię wody. Połykaniu rybek przez okonie towarzyszy też charakterystyczne cmokanie. Wystarczy zarzucić zestaw w pobliże takiej ławicy i brania murowane. Nie zawsze jednak widać oznaki żerowania okoni na powierzchni. Zwłaszcza jesienią. Czasem przebywają one głębiej lub są mniej aktywne. W takich przypadkach bankowe okoniowe miejsca to okolice grążeli, zatopionych drzew, górek, kamienistych blatów itp. Trzeba być mobilnym, szukać ryb, zmieniać miejsca, gdy nie ma brań. Czasem bywa, że w jakimś miejscu biorą małe okonki, warto wtedy spróbować założyć większą przynętę, bo nie rzadko w pobliży skupisk małych okoni, mogą pływać pojedyncze grube garbusy.

Pogoda na okonie

Najlepszymi przynętami na okonie są płotki i ukleje. Są to tak ważne ryby w ich jadłospisie, że tarło okoni jest wręcz dostosowane do tarła uklei, aby małe okonki miały pod dostatkiem pożywienia. Najczęściej stosuje się żywce między 5 a 10 cm. Okonie mają tak duże pyski, że nawet 20 centymetrowy okonek potrafi połknąć ukleję o wielkości przekraczającej 10 cm. Rybkę najlepiej uzbroić w pojedynczy haczyk numer 6-2. Wbijamy go pod płetwą grzbietową lub za pyszczek, ale tylko za górną część, żeby rybka mogła otwierać pysk i przepuszczać wodę przez skrzela, dzięki czemu dłużej przeżyje. Zdecydowanie odradzam stosowanie kotwiczek, które nie zwiększają liczby skutecznych zacięć, a jedynie utrudniają odhaczenie zdobyczy. Żeby ułatwić sobie odhaczenie okonia, trzeba zacinać dosyć szybko, jak tylko spławik zniknie pod wodą.

Warto pamiętać, że strategia polowania okoni polega na długodystansowej pogoni za ofiarą i podgryzaniu jej ogona. Z tego też względu okonie często połykają przynętę od ogona. Jednak żywca, który nie ucieka za bardzo, połykają od głowy.

Metoda na okonia

Ostatnio kolega nauczył mnie nieco innego sposobu łowienia okoni. Używał on za przynęty 2-3 centymetrowe żywce założone na zwykłym zestawie spławikowym. Okonie brały na nie świetnie! Nie było to okazowe sztuki, ale za to brań było dużo w przeciwieństwie do spinningu, na który złowiliśmy po jednym mikrusie. Ten sposób był tak skuteczny, że naszym przyłowem padały nawet wzdręgi, które głęboko połykały malutkie płotki i ukleje. Trzeba tu jednak przypomnieć, że zabronione jest stosowanie podrywek o oczkach średnicy mniejszej niż 1 x 1 cm. To oznacza, że 2-3 centymetrowe żywczyki można pozyskać jedynie w prywatnym stawie.

Okonie można nęcić. Widać to chociażby na przykładzie wędkarzy wyczynowych, którzy w niektórych zbiornikach nastawiają się głównie na te ryby. Myślę tu o zbiorniku Słok k. Bełchatowa. Występuje w nim duża populacja płoci, która jednak nie zawsze chce współpracować z wędkarzami dlatego bywa, że głównym celem wyczynowców stają się właśnie okonie. Podstawowymi dodatkami okoniowej zanęty są oczywiście robale – pinka oraz dżokers. Do zanęty można też dodać pieczywo fluo, zwłaszcza w ulubionym kolorze okoni – czerwonym. Zanęta nie tylko wabi okonie, ale też drobnicę, za którą okonie podążą.

Okonie

Zestaw na okonie powinien być prosty i delikatny. Najważniejszy jest spławik – jego gramatura i konstrukcja. Gramaturę dobieramy w zależności od tego jak daleko od brzegu chcemy łowić. Wiadomo – im dalej, tym większa musi mieć gramaturę. Ze względu jednak na to, ze będziemy używali niedużych żywców musi posiadać konstrukcję, która zapewni mu nieco finezji. Dlatego też wybieram smukłe spławiki o długich antenkach o średnicy 4-5 mm i wywarzam je tak, żeby z wody wystawało ok, 5 cm antenki. Dzięki temu żywiec będzie miał dużą swobodę ruchu i będzie pływał po większym obszarze. Obciążenie umieszczam przy spławiku, gdy chcę dać rybce dużo swobody, lub przy przynęcie, gdy żywiec wypływa za bardzo ku górze. Zawsze stosuję przypon z kewlaru lub wolframu.

Kluczowe jest odpowiednie ustawienie gruntu. Jeżeli widać, ze okonie żerują przy powierzchni grunt ustawiamy na 40-60 cm. Jeżeli ryb nie widać przy powierzchni należy zmierzyć za pomocą gruntomierza głębokość łowiska i ustawić grunt od 20 do 100 cm nad dnem. Łowiąc na dwie wędki łatwiej sprawdzić na jakiej głębokości znajdują się ryby.

Post Okoń – na żywca pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Wybory w PZW

$
0
0

Dom Wędkarza

Wstydliwe dane statystyczne

Na samym początku mam do Was, drodzy czytelnicy, pytanie, na które oczekuję szczerej odpowiedzi. Kto z Was, koleżanki i koledzy, kiedykolwiek brał udział w walnym zgromadzeniu swojego koła wędkarskiego? Jak wskazują statystyki i obserwacje mniej więcej, co dwudziesty z Was może na to pytanie odpowiedzieć twierdząco. Niestety frekwencja na takich spotkaniach wynosi około 5% uprawnionych do wzięcia udziału w Walnym Zgromadzeniu Koła PZW. Jest to statystyka, która powinna napawać Nas wstydem, a co więcej odbiera Nam prawo do tradycyjnego narzekania na władze PZW, stan naszych wód, jakość zarybień, itd.

Zapewne narzekania te są po części jak najbardziej słuszne i zasadne, ale skoro nie interesuje Nas, kto zarządza Naszym kołem, okręgiem i w rezultacie całym PZW, to najwyraźniej akceptujemy taki stan rzeczy. Zatem zanim znowu zaczniesz marudzić, przeczytaj ten artykuł i sprawdź czy sam możesz coś zmienić w polskim wędkarstwie.

Dlaczego akurat teraz powstał ten artykuł?

Dlaczego postanowiłem napisać ten artykuł? Pierwszy powód jest taki, że właśnie w listopadzie i grudniu odbywają się w wielu kołach PZW walne zgromadzenia sprawozdawczo - wyborcze, na których nastąpi wybór władz koła na następne cztery lata oraz wybór delegatów na okręgowy zjazd delegatów PZW.

Drugi powód - w przyszłym roku, w dniach 20-22 października w Spale, odbędzie się Krajowy Zjazd Delegatów PZW, na którym zostaną wybrane władze naczelne Naszego Związku. Władze te będą decydować o wszystkim, co się wydarzy w polskim wędkarstwie przez najbliższe 4 lata.

Jak przeczytacie w dalszej części artykułu pomiędzy tym, co się dzieje w Waszym kole a tym, kto rządzi w PZW istnieje ścisła korelacja przyczynowo – skutkowa. Artykuł ma sprawić abyście choć trochę zainteresowali się tym tematem.

Dom Wędkarza

To tutaj urzędują władze Polskiego Związku Wędkarskiego

Jak to wygląda w praktyce?

Nie będę w tym miejscu cytował statutu PZW, bo byłoby to nudne, a poza tym możecie sobie ten dokument bez trudu znaleźć. Jest dostępny w pliku PDF na stronie internetowej Związku. Postaram się opisać proces wyłaniania Naszych władz związkowych jak najprościej i przystępnie.

Wygląda to mniej więcej w taki sposób:

Poszczególne lokalne koła PZW, do których należycie, organizują na ogół raz w roku walne zgromadzenie sprawozdawcze, a raz na cztery lata zgromadzenie sprawozdawczo-wyborcze. Na zgromadzeniach sprawozdawczych jest zazwyczaj podsumowanie i zaraportowanie rocznej działalności, sprawy organizacyjne, itp. Natomiast na zgromadzeniach sprawozdawczo-wyborczych, oprócz sprawozdania z działalności, odbywają się też wybory do władz koła, oraz wybory delegatów.

Delegaci będą reprezentować Wasze koło na Okręgowym Walnym Zgromadzeniu PZW, na którym zostaną wybrani okręgowi delegaci na Krajowy Zjazd Delegatów. I dopiero na tym Krajowym Zjeździe zostaną wybrane władze PZW na następne cztery lata.

Jak sami widzicie klucz do wyboru władz PZW leży na samym dole tej piramidy, czyli w poszczególnych kołach.

Kto może zostać delegatem?

Tutaj do niedawna sprawa była prosta, delegatem reprezentującym koło i ewentualnie w dalszej kolejności okręg mógł zostać każdy z Nas. Każdemu szeregowemu członkowi PZW przysługiwało bierne prawo wyborcze. Sytuacja ta zmieniła się w dniu 17 września tego roku.

W tym dniu Zarząd Główny PZW uchwalił nową ordynacje wyborczą dla okręgów. Nowa ordynacja stanowi, że delegatami z ramienia okręgów na Krajowy Zjazd PZW mogą zostać tylko ci działacze, którzy pełnili statutowe funkcje we władzach lub organach PZW przez czas nie krótszy niż pięć lat. Biorąc pod uwagę to, że kadencje władz i organów trwają cztery lata to okres pięciu lat doświadczenia jest tak naprawdę okresem ośmioletnim.

Przekładając na ludzki język, oznacza to mniej więcej tyle, że co prawda delegatem z poziomu lokalnego koła na zjazd okręgowy może być na przykład młody, prężny, pełen nowych pomysłów, działacz, ale już delegatem okręgowym na zjazd krajowy może być tylko ten „stary” i „doświadczony” ;)

Chyba nie muszę tutaj pisać, czemu ma służyć ta nowa ordynacja wyborcza Na szczęście wydaje się, że ta zmiana jest sprzeczna ze statutem PZW i ustawą o stowarzyszeniach. A jako taka może być zaskarżona. Jeśli się nie mylę, to pewna grupa wędkarzy już to zrobiła.

 

Zachęcam do aktywności

Jak więc drodzy czytelnicy widzicie schemat wyboru władz PZW jest dosyć skomplikowany, a dotychczasowe władze zrobiły wszystko, aby był jeszcze bardziej zawiły.

Dodając do tego te nikłe zainteresowanie samych wędkarzy tym, kto nas reprezentuje z ramienia koła na wyborach, otrzymujemy sytuację taką, że od lat Polskim Związkiem Wędkarskim rządzi ta sama grupa starych działaczy pamiętających zapewne jeszcze rządy I sekretarza PZPR Edwarda Gierka ;)

Zachęcam Was do większego zainteresowania się życiem waszego koła, a szczególnie do zainteresowania się wyborem Waszych delegatów na zjazdy okręgowe. Być może w tej nadchodzącej kadencji jeszcze nic się nie zmieni, ale następne wybory mogą już być zupełnie inne. Wystarczy odrobina zainteresowania i aktywności.

Zacznijcie od siebie, od małych kroków, może nawet od sprawdzenia w legitymacji wędkarskiej do którego koła Ja tak naprawdę należę. Daję Wam takie zadanie domowe na dzisiaj – sprawdzę w Internecie czy moje koło odbyło już walne zebranie sprawozdawczo – wyborcze w tym roku, a jeśli nie to kiedy ono będzie? A jeśli dodatkowo się na nim pojawicie to już będzie mistrzostwo świata :)

Polski Związek Wędkarski to tak naprawdę jesteśmy My i to my powinniśmy decydować jak on będzie wyglądał. Jest nas 630 000 osób a to jest siła, z którą każdy musi się liczyć.

Pamiętajmy o tym.

Protest

Jeśli będziemy aktywni to takie demonstracje nie będą potrzebne

Post Wybory w PZW pojawił się poraz pierwszy w Wędkarstwo Moja Pasja.

Viewing all 109 articles
Browse latest View live